Mam problem ze swoją klatką piersiową. Od tygodni (wręcz miesięcy) męczę się z jakimś beznadziejnym ciężarem 45 kg na ławce płaskiej i ledwo ledwo robię to dokładnie. Nie wiem co jest grane, może za bardzo mieszam planem bo często zmieniam kolejność ćwiczeń, powtórzenia na każdym treningu to też jak mi najdzie ochota i na ile mam siłę. Nie chodzi o to, że macham ile wlezie, celowo robię więcej i mniej powtórzeń na zmianę, żeby te włókna czerwone i białe pracowały Trochę hardkorowa metoda, ale na każdego działa co innego w tym sporcie
Dieta jest, nawet zacząłem całkiem ładnie rosnąć, ale ta klatka... no jak nie idzie to nie idzie. Ani siłowo, ani wizualnie. Reszta powoli, ale do przodu. Na skosie to już istny dramat. Nie mogę zrozumieć, dlaczego mniejsi ode mnie faceci bez problemu podnoszą równowartość swojego ciała, a ja stoję w miejscu. Wiem, że to stagnacja. Tylko jak ją przełamać?
Druga sprawa to środek klaty. Wiem, że są to przyczepy, ale chodzi o to, że spod koszulki tej klaty totalnie nie widać. Nie wiem czy wiecie o co mi chodzi. Po prostu nie ma tej charakterystycznej przerwy między jedną a drugą częścią klatki. Słyszałem, że trzeba nabrać konkretnej masy, aby było to fajnie widać, ale jakie ćwiczenie byście polecali? Ja zdecydowałem się od dzisiaj na rozpiętki na bramie.
Dobra, to jest mój plan:
1. Wyciskanie sztangi na płaskiej - 4 lub 5 serii z powtórzeniami to tak 12-6, ale no naprawdę, wszystko zależy od formy dnia tak naprawdę
2. Wyciskanie hantli na skosie dodatnim jw.
3. Rozpiętki na skosie dodatnim jw.
4. Ściąganie linek na bramie jw.
Z klatą robię jeszcze później triceps, też masakra, po tej klacie to jestem tak bez sił, że wyniki siłowe to wstyd. W ogóle wyniki siłowe nie powalają, stoję miejscu, a rosnę, to w ogóle możliwe?