Możesz sobie myśleć, że to tylko żart albo beztroska personifikacja, ale dobrze wiesz, że ten prześmiewczy tytuł w sposób obrazowy i tak naprawdę brutalny pokazuje to, co dzieje się w Twoim organizmie. Przyznaj przed samym sobą, że choć wylewasz wiadra potu na siłowni, odmawiasz sobie rozmaitych kulinarnych pokus, po to by lepiej wyglądać, to jakaś cząstka Twojego „ja” już zaciera te swoje tłuste łapki na myśl o tym, że dosłownie za kilka dni zasiądziesz do stołu i będziesz – nazywajmy rzeczy po imieniu – po prostu się obżerać.
Bo taki jest zwyczaj…
Istnieje taki zwyczaj w naszej kulturze (sic!), który polega na tym, że kiedy tylko pojawi się jakaś okoliczność wyróżniająca choćby jeden dzień na tle innych dni codziennej egzystencji, to trzeba to uczcić dodatkową porcją jedzenia. Takim „małym świętem” jest piątek wieczór (wypad
„na miasto”, czyli co najmniej alkohol i burger), czasem sobota (seans filmowy z paczką chipsów), a nierzadko niedziela (obiad u teściów). To oczywiście tylko takie drobne „świątka”, ale i tak elementem przypieczętowania ich wyjątkowości jest konsumpcja, często nielimitowana.
Przeczytaj całość na PoTreningu: http://potreningu.pl/articles/4425/twoj-tluszcz-juz-podskakuje-z-radosci-na-mysl-o-swietach