"Zauważyliśmy, że podczas obiadu wzgardził pan sałatą. Dlaczego?
Udo Pollmer: Owszem, nie jestem zwolennikiem tych liści. Z punktu widzenia fizjologii żywienia sałata odpowiada połączeniu serwetki papierowej ze szklanką wody. Wolę raczej coś pożywniejszego.
Dlaczego kobiety jedzą więcej sałaty niż mężczyźni?
To, co odpowiem, jest oparte na pewnych spekulacjach. Otóż w sałacie wykryto substancje podobne do opium, czyli pobudzające. Dla kobiet potrawy z sałaty stanowiłyby więc ukryty środek do polepszenia nastroju. Mężczyznom do tego celu służy piwo. Chmiel botanicznie jest najbardziej spokrewniony z haszyszem.
Pańska sylwetka prezentuje się imponująco. Ile razy próbował pan już jakiejś diety?
Ani razu. Faktycznie moja waga w ciągu ostatnich dziesięciu lat bardzo się zmieniła – wcześniej byłem typem raczej sportowym. Ludzie się zmieniają po prostu. Ale ja i tak jestem coraz bardziej przekonany, że problem nadwagi nie zależy tak po prostu od pożywienia.
Że jak, proszę?
Jest na to prosty dowód: gdyby jedzenie było odpowiedzialne za to, że ludzie tyją, to wszystkie rady, jak należy się odżywiać, udzielane przez specjalistów w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat i wypróbowywane przez miliony ludzi, musiałyby przynosić rezultaty. A obserwujemy zjawisko wręcz odwrotne. To nie skutkuje.
Może to dlatego, że ludzie w większości przypadków nie przestrzegają tych reguł?
Wprost przeciwnie. W dużej mierze to właśnie porady żywieniowców przyczyniły się do tego, że na przykład w USA znacznie wzrosła liczba osób otyłych.
To dość śmiałe stwierdzenie.
Może istotnie brzmi to jak paradoks. Ale w USA już nawet miarodajne czynniki zaczynają dochodzić do wniosku, że w wyniku szerokiej kampanii, propagującej od dziesiątków lat pożywienie o niskiej zawartości tłuszczu, powiększa się liczba tłuściochów.
Niedostatek tłuszczu sprawia, że robimy się tłuści?
Nie. Chodzi o to, że każda próba sterowania brzuchem przez głowę jest z góry skazana na niepowodzenie. Najczęściej prowadzi to do przybrania na wadze w jeszcze większym stopniu niż przy bezmyślnym opychaniu się. Trzeba to powiedzieć bardzo wyraźnie: diety tuczą. Doświadczamy tego wciąż na nowo, a ludzie nadal w to nie wierzą i myślą, że jeśli zastosują jakąś nową dietę, ona zadziała. Tymczasem wiele badań wykazuje, że gdy pewna grupa ludzi ogranicza ilość przyjmowanego pożywienia i świadomie zwalcza swój apetyt, to po upływie roku osoby te są przeciętnie grubsze, niż byłyby bez stosowania diety.
Ale dlaczego diety miałyby tuczyć?
Organizm postrzega dietę jako stan klęski głodu. W odpowiedzi zmniejsza zużycie energii i wykorzystuje każdy kęs pożywienia do ostatka. Z tego powodu wprawdzie na początku stosowania diety waga nieco spada, ale już po tygodniu oszukany organizm orientuje się, co jest grane i zaczyna przeciwdziałać. Później, gdy tylko rozczarowany amator diety wraca do normalnego jedzenia, w związku z zoptymalizowanym wykorzystaniem pokarmu szybko powraca do pierwotnej wagi. A przy drugim lub trzecim podejściu do stosowania diety pojawia się sławetny efekt jo-jo. Dla ciała jest on reakcją na zjawisko powtarzających się klęsk głodu – dlatego po każdej diecie organizm przezornie tworzy sobie nową rezerwę tłuszczu, rekompensując z nadwyżką utratę wagi. Wobec tej strategii przetrwania naszego organizmu jesteśmy bezsilni.
Tym jednak nie można wyjaśnić, dlaczego obecnie w Szwajcarii już co piąte dziecko ma nadwagę.
Ależ to są tylko normy! Tymi liczbami możecie państwo dowolnie manipulować, wystarczy zmienić definicję. Dawniej ustalano prawidłową wagę, mierząc wzrost danej osoby w centymetrach i odejmując od tego sto. Później uznano, że należy odliczyć jeszcze dziesięć procent, potem – dwadzieścia. Obecnie wszyscy mówią o tzw. body-mass-index. Ale tego, czy dziecko naprawdę ma nadwagę, nie da się przecież ustalić na podstawie mnożenia kilku liczb.
Czyż jednak nie rzuca się w oczy, że nasze dzieci to po prostu tłuściochy?
Niedawno przejrzałem książeczkę dla dzieci, wydaną dwadzieścia lat temu. Było tam zdjęcie dziewczynki. Pomyślałem sobie: takich tłustych dzieci nie widziałem już dawno w żadnej książce. Wtedy jednak taki wygląd uchodził za normalny i pożądany. Jeszcze niedawno chude dzieci – których wagę dziś uznaje się za idealną – posłano by na wieś, aby odżywiły się i nabrały ciała. Także ludzie, których oglądamy w telewizji, stają się coraz szczuplejsi. W ubiegłym roku w lecie zobaczyłem w gazecie fotografię pływalni, na której nieco tęższym dzieciom przesłonięto twarze czarnymi paskami, tak jak to się robi ze zdjęciami przestępców.
To w końcu jak jest: dzieci są coraz grubsze, czy nie?
W ostatnich latach, przynajmniej u dzieci niemieckich, nie obserwuje się wzrostu wagi. Także proporcje między liczbą szczupłych, średnich i otyłych dzieci nie zmieniają się od czterdziestu lat. Faktycznie jednak od 1997 roku grubaski stają się coraz grubsze – stąd wrażenie, że coraz częściej widujemy je na ulicy. Ciekawe, że zbiega się to dokładnie z czasem rozpoczęcia kampanii na rzecz odchudzania dzieci. Tak więc znów okazuje się, że diety tuczą.
No to jak by pan inaczej walczył z otyłością?
Oczywiście bywają grube dzieci. Ale naszą pierwszą reakcją nie powinno być: musimy je zaraz odchudzić. Mamy przecież także dzieci wysokie, ale na ich widok nie powiemy przecież: trzeba je skrócić. Mimo że znamy wiele chorób, na które częściej zapadają osoby wysokie niż niskie. Przede wszystkim musimy się zastanowić nad przyczyną.
No właśnie, dlaczego tak się dzieje?
Mamy przecież ludzi o różnych rozmiarach. Niektórzy są z natury chudzi, natomiast inni są raczej pulchni, ale poza tym całkiem zdrowi. Gdybyśmy specjalnie hodowali dziecko, tak aby odpowiadało normom prawidłowej wagi, byłoby to praktycznie znęcaniem się nad nim.
Ale są także takie, które są otyłe, choć wcale nie mają takich wrodzonych skłonności.
Tak. U tych dzieci mamy nieraz do czynienia z problemami rodzinnymi. Może się zdarzyć, że sfrustrowane dziecko je dużo, ale głównym problemem jest tu frustracja, a nie jedzenie. Takiemu dziecku przecież nie mogę wciskać do ręki odpowiedniego jadłospisu! Potrzeba wiele naiwności, aby uwierzyć, że nastolatkowi w wieku dojrzewania wystarczy zredukować jedzenie, i wtedy stanie się on szczupły. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że pozostanie gruby, ale nie będzie rósł jak należy. To jest zresztą tylko jedno z wielu możliwych ubocznych oddziaływań diet."
Ciąd dalszy
http://tygodnikforum.onet.pl/1220784,0,8640,,1,artykul.html
Co Wy na to?