Moja sytuacja wygląda tak, że zawsze byłam szczupła i nigdy nie musiałam się martwić wagą. W dodatku bardzo szybko robią mi się mięśnie. Nie chcę tu dyskutować o tym, czy mięśnie u kobiet są fajne, czy nie, stwierdzam tylko fakt. Nie wiem czym to jest spowodowane, może mam taki typ sylwetki, nie wiem. Ale wystarczyło, że przez 4 tygodnie jeździłam codziennie rowerem w tempie spacerowym, tak z godzinę dla relaksu i po tym czasie już miałam buły na łydkach. Ale pamiętam, że przed jazdą jadłam kolację.
Teraz trochę przytyłam, przez ostatnie miesiące prowadziłam bardzo siędzący tryb życia. Chciałabym schudnąć ok 5-7 kg i nie wypracować sobie wielkich mięśni.
Moja dieta wygląda mniej więcej tak, że jem ok 10% tłuszczu, 10-15% białka i resztę węgli. Nie zmienię jej radyklnie, bo po większych ilościach białka żle się czuję. Cukru nie jem, nie smażę, nie jem fastfoodów. Jem mnóstwo owoców, warzyw, mięsa pieczonego, duszonego, nabiału, ryb, rzadko jakieś pieczywo. Podejrzewam, że przytyłam przez za dużą liczbę spożywanych kalorii w stosunku do mojego trybu życia.
Teraz chciałabym schudnąć, poza tym poprawić kondycję i ogólną sprawnośc. I teraz proszę doradźcie mi, jak ćwiczyć, żeby nie zbudować mięśni. Wiem, że z reguły takie prośby są wyśmiewane na forach, ale mi naprawdę bardzo szybko tworzą się mięśnie. Brzmi to dziwnie, ale na razie chciałabym schudnąć, a potem poćwiczyć na lepszą rzeźbę.
Czytałam co mogłam w internetach i wydedukowałam sobie, że będę ćwiczyć na czczo. Wieczorem, jakieś trzy godziny od ostaniego posiłku jeżdzę rowerem w tempie ok 20/h albo ćwiczę z różnymi trenerkami na youtubie. Potem dopiero biorę prysznic i po ok pół godziny od cwiczen cos jem. Co o tym myślicie? Bardzo Was proszę o radę.