Chcę się was poradzić co zmienić w mojej diecie, co do niej ewentualnie dodać, aby po prostu tyć. Obecna waga ok. 61-62kg, wzrost 168cm, wiek 18lat. W tamtym roku ćwiczyłem u siebie w domu z hantelkami + jakaś prowizoryczna dieta i parę kilo wpadło także nie miałem na co narzekać, potem zrobiłem sobie z pół roku przerwy i teraz ostro wystartowałem z prawdziwą siłownią i jakąś dietą i szło dobrze, ale niestety posłuchałem się koleżki, który doradził mi dorzucić do dietki jakieś śmieciowe rzeczy typu ciastka, więc tak zrobiłem ( bo jestem strasznym ekto). Z ciastkami jadłem ze 2 tyg i szło, ale również w brzusio za dużo, więc sobie odpuściłem i tak przez kolejny miesiąc może półtora jakoś stopniowo rosłem, ale teraz od 3 tygodni stoję w miejscu. Na siłkę chodzę 3x w tygodniu, ostatnio zmniejszyłem swoją aktywność fizyczną i zacząłem więcej jeść i nadal 0 efektów. Oto moja dieta:
7:00 - 80g płatków corn flakes, 250ml mleka + 2 bananki
w szkole jem 4 buły z szyneczką i warzywkami (wcześniej też ser, ale zrezygnowałem na rzecz większej ilości twarogu na kolację)
16:30 - 100g ryżu + 200g piersi z surówką
19:30 - to samo co wyżej, czyli ryż z piersią
22:30 - 120-200g twarogu z ananaskiem
w między czasie, przeważnie w porze treningu jem ze 3 bananki i 30g białka Ostrovita
I czy to możliwe, że jedząc te ciastka na początku mojej diety, aż tak zwiększyłem sobie poprzeczkę, że mój metabolizm teraz pragnie ogromnej ilości kcal? Trening mam w miarę ogarnięty, pompa jest, zakwaski też, ciężary co tydzień/dwa staram się dorzucać, bo ćwiczę też z innymi koleżkami, u których poprawa jest. Co radzicie?