W sierpniu 2014 poszedłem na siłkę po 20 latach przerwy, a wtedy byłem tylko kilka razy :)
W zasadzie fajna sprawa. Parę miesięcy poćwiczyłem z przerwami na święta, można uznać, że ciągłego treningu mam za sobą trzy miesiące. Chodzę teraz 3 lub 2 razy tygodniowo, częściej 3 razy. Motywuje mnie to, że mam więcej siły, wyciskam więcej, moja piękna mówi że wyglądam jak atleta :)
W tej chili czuję, że muszę obrać sobie jakiś cel. No właśnie. Docelowo, ale to później, chciałbym mieć więcej mięśni, żeby ustrzec się przed chorobami starczymi, przed cukrzycą. Wcześniej biegałem, ale dopiero teraz widzę jak mi forma skoczyła poprzez bieganie na bieżni i do tego wyciskanie.
Mam więc dylemat co dalej. Bo generalnie sylwetke mam szczupłą, mam 191cm i ważę 90kg, mam 39lat. Niestety mam za dużo na brzuchu i to bym chciał zlikwidować, i to permanentnie do zera. Obiecałem sobie, że jeśli to zrobię, to kupię sobie harleya davidsona tak dla osłody. Pomóżcie mi go kupić! Jednakże nie chcę tego robić po trupach za wszelką cenę kosztem mięśni.
Wg mnie są możliwe dwie drogi:
1. Ostra redukcja np przez trzy miesiące, nie patrzenie na mięśnie które się spalą itd
2. Nie przejmowanie się brzuchem, ćwiczenie mięśni ale bardziej sensowne, z udziałem dużych grup mięśniowych - mniej maszyn, więcej ćwiczeń...
Co o tym sądzicie? Zastanawiam się poprostu czy warto jest tracić czas na taką redukcję, czy poprostu ćwicząc siłę, mięśnie, sadło samo z brzucha mi nie zejdzie. Mam przygarbioną sylwetkę, być może właśnie na tym powinienem się skupić.