Na wstępie napiszę że nie wiem jak zacząć także piszę jak leci. Jestem osobą ćwiczącą od ponad roku w domu. Na co dzień ćwiczę w godzinach między 17-20 i mój trening składa się z 13-ćwiczeń w tym brzuch (abs) i nogi. Zazwyczaj trwa to o koło 30-minut. W późniejszym czasie ćwiczę barki i łapy To wszystko wykonuje w 3 powtórzeniach co drugi dzień. Z początku zaczynałem ciężko bo mając z 16 lat ważyłem blisko 80kg. No więc tak, mam 17 lat, ważę około 58kg i mój wzrost to 170cm. Nie chodzi mi o to by być masywnym z rzeźbą ale jednak trochę umięśniony brzuch przydałby się. Efekty widać ale jednak tego tłuszczyku trochę jest... szczególnie gdy usiądę :P
Moje główne pytanie teraz, czasem a raczej często miewam tak, że nie chcę mi się po prostu ćwiczyć... a w szczególności gdy pomyślę sobie o tym ile to trwa, znów ta męczarnia... Cały mój trening trwa 50-minut. Czy da radę (jeśli da to jakie) robić ćwiczenia dosyć intensywne, ale które trwają krócej? Dietę prowadzę taką że mało jem i nic poza tym. Wyliczając na dzień to zjadam na śniadanie 3-4 kawałki chleba z margaryną, gdy nie ma obiadu to zdarza się 4 kawałki chleba no i kolacja to z 3-4 kawałki chleba. Od czasu do czasu zjadam jogurt naturalny i chrupki kukurydziane. Piję dużo wody mineralnej, jeśli coś jem to chleb z jakąś wędliną czy serem. Mało jem cukru przede wszystkim. W te święta nie ćwiczyłem z parę dni i już ktoś z mojej rodziny zauważył że brzuszek dostałem... i mam obawy co raz częściej albo nawet wpadam w takie załamanie że po co ćwiczę skoro ten brzuch jest jaki jest... bez zmian.
Tak więc to moje pytania
1. Są jakieś ćwiczenia, które krócej trwają a są na prawdę intensywne? Czy takie warto? Czy lepiej już tzw. 'męczarnia' 30-minutowa
2. Co zrobić, albo jak zapobiec temu efektowi jojo jeśli będzie tak że za jakiś czas przestanę ćwiczyć przez określony czas.
Mam nadzieję, że napisałem zrozumiale.
Pozdrawiam.