Zacznę od szybkiego opisu:
27 lat
195 cm
103 kg ~18% fatu
I w sumie na ten moment takie proporcje mi odpowiadają, może z tych 18% będę powoli schodził, ale to z czasem. Na ten moment bardziej utrzymanie wagi, może małe wzrosty.
A wracając do tematu - mam problem z szamaniem węgli, odstraszają mnie nawet ich małe dawki, czasem nie daję rady wcisnąć jednego woreczka ryżu/kaszy do posiłku. I od razu wspomnę, że nie chcę się bawić w jakieś suple, gainery i szmery bajery, bo nigdy nie próbowałem i mnie nie kręci - ćwiczę for fun, tylko dla siebie, nie ma w tym nic "zawodowego".
Dzienna dawka węgli lata wokół 500g, więc mam pytanie, czy pewną ich wartość można zredukować (oczywiście nie do minimum, ale do wartości ~350g), a resztę pobić tłuszczami z większej ilości ryb w diecie i różnej maści orzechów? Posiłki okołotreningowe oczywiście B+W, z małą ilością T.
Będzie to na dłuższą metę miało jakiekolwiek ręce i nogi?