Jestem 19 - letnią dziewczyną, 168 cm wzrostu i 45 kg. Nigdy nie miałam większych problemów z otyłością. Nawet, gdy ważyłam 58 kg, wszystko jakoś rozkładało się w proporcjonalny sposób w moim ciele. Jednak jak to w życiu bywa, w wieku 18 lat zachorowałam na ortoreksję. Leciałam z wagi, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Moim celem było jedynie być wysportowaną i zdrową.
Z ortoreksji wpadłam w coś pokroju anoreksji. Zaczęły się studia, stres. Fakt faktem jadłam, jednak nieraz zdarzyło mi się głodować.
W kwietniu tego roku wzięłam się za siebie. Zaczęłam jeść więcej, ograniczyłam cardio do minimum. No i w czerwcu odrobinkę zaszalałam z jedzeniem. Wydaje mi się, że to za sprawą pracy. Dorabiam jako kelnerka. Mimo iż zawód nie wydaje się być ciężki, trzeba się nieźle nalatać.
Zdarza mi się mieć napady obżarstwa. Na początku sądziłam, że to wynik wielomiesięcznego wyjałowienia organizmu, jednak czy to może trwać aż tyle? Anyway, same napady w sobie aż tak mi nie przeszkadzają, jednak orytuje mnie wystający brzuch i lekkie kłopoty z metabolizmem. Mimo iż nie objadam się słodyczami, fast foodami, ani niczym w tym rodzaju! Zazwyczaj ofiarą pada pieczony przeze mnie pełnoziarnisty chleb ze słonecznikiem i siemieniem z szynką, haha.
Kiedy najczęściej się objadam? Bo ostrym dniu w pracy oraz po intensywnych ćwiczeniach. Czasem nie potrafię tego ogarnąć...
I tu pojawia się pytanie. Jak poradzić sobie w sytuacji napadów? Co ćwiczyć, by rozbudować masę mięśniową? Co jeść w pracy, by głód nie doskwierał, a by mieć siłę?
PS. Daję pełne prawo na solidny opr od Was. c: