Moja siostra przez ostatni rok wracała do siebie po paskudnej kontuzji kolana i żeby nie zardzewieć, prowadziła zajęcia z młodzikami. Ona startuje w wadze do 57 kilo, więc dobierała sobie do pary chłopca z wagi 55 i sobie ćwiczyli. Ten chłopiec bardzo fajnie rzucał seoi nage z kolan. Tu wklejam filmik, jak ten rzut wygląda:
Oczywiście Kasia dawała mu się rzucać, co młody człowiek zinterpretował mylnie, bo nagle ogłosił, że niby ona taka dobra, a on jest w stanie obrzucać ją jak chce i kiedy chce. Obecni zawodnicy zwrócili mu uwagę, że kto wie, czy nie było to lekkomyślne z jego strony. I rzeczywiście: od następnej walki każde wejście Adasia do seoi nage z kolan kończyło się duszeniem okuri eri jime, czyli tak.
Po kilku tygodniach Adaś poprosił o wyjaśnienie, co robi nie tak, uzyskał je i nagle ta jego seoi naga zaczęła wyglądać znacznie lepiej. W każdym razie trudno było go udusić, nawet jeśli rzut mu nie wychodził.
Kasia dodatkowo zmusiła go, żeby opanował jej ulubiony rzut - de ashi barai.
I on w sobotę rzucił 3 kończące seoi nage i dwa razy wyciął przeciwnika na de ashi!
Po turnieju zadzwonił do siostry i z płaczem przepraszał, że zawalił finał. A w tle koledzy śpiewali mu "100 lat".
W niedzielę walczył chłopak z którym czasem ćwiczę, bo jest dokładnie mojej wagi. Jeśli walczymy na randori, to rzucam go na co chcę i kiedy chcę (co nie jest dziwne, on jest w końcu młodzikiem, a ja juniorem), ale jakieś dwa tygodnie temu poszedłem na trening z dużą gorączką i w czasie randori nie byłem w stanie na nic go pociągnąć, a im bliżej końca, tym bardziej rozpaczliwie sie broniłem. I on mi wczoraj na treningu powiedział, że na zawodach myślał sobie, że skoro ja nie dałem mu rady, to nikt nie ma prawa mu podskoczyć, co sie i sprawdziło, z dokładnością do przegranej w półfinale z późniejszym mistrzem.
Tak więc wnieśliśmy obydwoje z siostrą wkład w sukcesy innych zawodników i klubu w ogóle, więc jesteśmy z siebie bardzo dumi.
Zmieniony przez - KrzyśK w dniu 2019-10-23 18:17:02