Mam 15 lat
Waga: 57kg (po zakończeniu redukcji)
Wzrost: ok. 170 cm.
Jakieś 2 tyg. temu skończyłem redukcję (jadłem ok. 1700 kcal). Doszedłem do ok. 10 % Bf.
Moja mama uznała, że ma dość mojego ciągłego ważenia i liczenia kalorii i zakazała mi tego. Zrobiła się afera o to jaki jestem chudy. Ja uznałem, że 2 tyg. przerwy dobrze mi zrobi, ale zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
W pierwszym tygodniu poprostu zacząłem jeść wszystko to co znalazło się w moim zasięgu wzrokowym.
Z rana zazwyczaj jem owsianke z jabłkiem i nasionami chia. W szkole jem dwie kanapki i woda do picia. A w domu gdy przychodzi obiad dziś np. zjadłem pieczonego kurczaka bez skóry (ok. 75 g) brokuły i ziwmniaki gotowane (100g) i mimo że byłem najedzony to po kilku minutach znowu zszedłem na dół do kuchni i zacząłem jeść brokuły, ziemniaki do momentu aż się ,,zapchałem".
To jest takie uczucie, które nade mną wygrywa. Poprstu zjadłem jakiś posiłek, idę do zlewu odnieść talerz i za chwilę jem np. kanapkę. Wtedy nie mam, żadnej ochoty na konkretny produkt spożywczy tj. chipsy, czekolada, cukierki - tego nie jem wcale - tylko poprostu, żebym coś zjadł, mimo że nie czuje głodu.
I tak mam coraz częściej. Jem do momentu aż się nie zapcham. Teraz ćwiczę rzadziej (szkoła itp.) Ale staram się np. wychodzić przystanek wcześniej i iść 1km pieszo do domu choć wiem, że to za mało.
Czy wiecie jak zaradzić mi w takiej sytuacji? A może poprostu to jest głód psychiczny i to jest problem z psychiką?