Dzisiejszy styl życia większości populacji ludzkiej spowodował, że utworzono specjalną kategorię chorób tzw. "choroby cywilizacyjne". Mianem tym określa się m.in. nadciśnienie, miażdżycę tętnic (dotykającą w zależności od źródła danych nawet ok 50% osób powyżej 40 roku życia), cukrzycę, nadwagę i wiele innych. Wspólnym mianownikiem tych wszystkich niedomagań jest oczywiście to co określa się wspomnianym "stylem życia", w którym to główną rolę odgrywają odżywianie i aktywność ruchowa. Oczywiście duże znaczenie mają również warunki środowiskowe i zdrowie psychiczne (przede wszystkim chodzi o przewlekły stres).
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik i w pewien sposób go wyodrębnić. Chodzi o zahartowanie organizmu. W szerokim mniemaniu należy starać się (szczególnie zimą) cały czas utrzymywać komfortową dla nas temperaturę (czy to w domu, czy na zewnątrz poprzez ubranie).Ma to uchronić nas przed potencjalnymi infekcjami. Efekt tych działań jest również ogólnie znany (a w każdym razie widoczny). Przeziębienie albo grypa nic sobie z tej "profilaktyki" nie robi i zdarza się, że dopada taką osobę nawet parę razy w ciągu zimy i często ma ostry przebieg. Reklamowany "Gripex" nagle okazuje się niewiele warty ;) Taka obniżona odporność (która wyraża się zdolnością organizmu do skutecznej reakcji immunologicznej), jak również uciążliwy przebieg choroby jest w dużej mierze efektem "niedostatecznego zahartowania".A oto co dzieje się z w organizmie przy całkowitym zanurzeniu w lodowatej wodzie (oczywiście po uprzedniej solidnej rozgrzewce).Nagła zmiana warunków zewnętrznych powoduje gwałtowne obkurczenie naczyń krwionośnych. Dochodzi do wyrzutu z układu włośniczkowego do układu krążenia dużej liczby limfocytów, komórek odpowiedzialnych za ochronę immunologiczną ustroju. Normalnie limfocyty te zalegają tam tworząc tzw. pulę marginalną limfocytów, nie biorącą udziału w odpieraniu infekcji. Jest to jeden z mechanizmów podwyższania odporności przez zimowa kąpiel i wysiłek fizyczny- ich następstwem jest względna limfocytoza we krwi. Organizm jest lepiej przygotowany na odparcie ewentualnej inwazji wirusów, bakterii itp. Dzięki zmianie temperatury i skurczowi początkowo silnie rozszerzonych tętniczek doprowadzających krew do naczyń włosowatych skóry mamy okazje przeprowadzić unikalna "gimnastykę naczynioruchowa". Nasz autonomiczny układ nerwowy, sterujący miedzy innymi praca serca i skurczem naczyń trenuje w warunkach, jakie nie byłyby mu dane w "normalnym" (tak na prawdę nienormalnym dla naszych organizmów) życiu. Dzięki temu ciało o wiele lepiej reaguje na zmiany temperatury otoczenia w innych sytuacjach. Standardowo osoby kąpiące się zimą mają o wiele lepszą tolerancję zimna w zimie i gorąca w lecie- ich organizm jest dobrze wytrenowany do termoregulacji w zależności od zmiennej temperatury otoczenia. Owocuje to nie tylko rzadszym przeziębianiem się, ponieważ "mors" jest w stanie obronić swój organizm przed utrata ciepła i groźna hipotermia prowadząca m.in. do przeziębień o wiele dłużej niż przeciętny człowiek, ale i brakiem odczuwania zimna, podczas gdy inni, podobnie ubrani przechodnie na ulicy "trzęsą się". Dodatkowo sprawnie działający układ sterujący stanem skurczu naczyń krwionośnych sprzyja eliminacji nadciśnienia tętniczego, omdleń związanych z nieadekwatnym rozkurzem naczyń itp. Efektem trwającym kilka godzin po zimnej kąpieli jest regulacja ciśnienia tętniczego krwi, poprawia się profil lipidowy (spada zawartość "złego" cholesterolu LDL i wzrasta "dobrego" HDL), dzięki poprawie stanu fizjologicznego ustroju i wydzieleniu w mózgu substancji zwanych endorfinami m.in. odpowiedzialnych za odczuwanie przyjemności, "mors" jest zrelaksowany i czuje się o wiele lepiej psychicznie jeszcze długo po kąpieli. To cudowne uczucie błogości jest odpowiedzialne w dużej mierze za powtarzanie zimowych kąpieli przez osoby, które raz w nich zasmakowały.
pozdrawiam gorąco
"Wszyscy ludzie są tacy sami, chcą szczęścia i nie chcą cierpieć"