jestem w firmie informatykiem/analitykiem/bhp'owcem - bywaja rozne dni, prawie kazdy inny, jednego dnia strasznie duuuuzo stresu, innego szefa nie ma i jest superstoicki spokoj.. tymczasem ja jem zawsze tyle samo na te redukcje - twardo wyliczona dieta, codzien rano wazenie, pakowanie w pojemniczki na kolejne 2-3 posilki do 15... jak wczesniej wspomnialem.. miewam dni kiedy jesc sie nie chce, siedze na krzeselku i wklepuje jakies fakturki.. na sile sie zmuszam by zjesc ten kolejny posilek mimo deficytu.. innego dnia duzo latam i z przyjemnoscia wcinam kolejna dawke pokarmu.. dochodzac do sedna :
po jaka cholere to wszystko mierzyc ? kazdego dnia spalam inaczej !
nie powinno to wygladac tak :
a) pakuje sobie tego kurczaka, oliwe i orzechy i lece do pracy
b) wiem, ze wstalem strasznie wypoczety, zywy i tetnie energia - wiem juz tez czy dzis gdzies jade w inny odzial, czy tez siedze kolejne pare godzin przy biurku
c) w rezultacie znam siebie i wiem, ile bede potrzebowal by po kolejnych dwu i pol godzinach poczuc glod i skosztowac kolejny maly posilek
d)oczywiscie w powyzszym wariacie - znam dobrze wszystkie zasady zywienia, wiem ze najlepszy posilek powinnien byc ten pierwszy, potem mniejsze i mniejsze, znam zdrowe produkty, proporcje.. mowie tylko o ilosciach, jednego dnia po prostu czuje, ze nie potrzebuje tyle, a innego potrzebuje troche wiecej..
czy jednak tak ?
wszystko pakuje w pojemniczki osobne, wymiezone co do grama, co 2,5 godziny wykladam i wcinam, mimo iz nie czuje nawet glodu i wcinam na sile.. ?
co o tym sadzicie ?