W końcu doszło do tego że strasznie chciałem mu coś pokazać (przeklęta wóda i zrobiłem mu delikatny wjazd w nogi żeby mu pokazać jak łatwo sprowadzić kogoś na ziemię kiedy przeciwnik nie zna obron.
Przytrzymałem go w powietrzu (nie rzuciłem nim) i chciałem go postawić na nogi, ale okazało się że kumpel też chciał mi coś udowodnić, no i zaczął się szarpać.
Polożyłem go więc delikatnie na podłodze i dosiad. Próbował mniej zrzucić oddając mi rękę. No i dźwignia na łokieć. Zacząłem lekko wyciągać, a wtedy on z całej siły ugryzł mnie w łydkę. Palnąłem go pięścią w czoło, a jak znowu mnie ugryzł to szarpnąłem jego rękę.
Obaj byliśmy wtedy na niezłym znieczuleniu i nie czuliśmy bólu. Ale następnego dnia okazało się że mam ogromnego żółtego siniaka na łydce, a mojego kolegę boli łokieć.
Na szczęście wszystko odbyło się bez jakiejś większej agresji.
Niestety przy zakładaniu balachy podarłem sobie spodnie . I musiałem biec do domu je zmienić:)