Widzę, że trafiłem na forum, gdzie ludzie są kompetentni , więc przedstawię po krótce frapujący mnie problem.
W sierpniu zeszłego roku doznałem kontuzji kolana prawego, od której zaczął się cały sajgon. Wyciągając pudło z furgonetki, wymknęło się ono spod kontroli i przyrąbało mi w nogę aluminiowym kantem kilka cm poniżej rzepki (w zasadzie już w udo). Pod ciężarem wygięło mi nogę lekko do środka. Miałem trzy wizyty u chirurga ortopedy, który stwierdził rozległy krwiak i naciągnięte więzadło. Jakiś czas potem miałem robione USG, na którym wyszło, że staw jest w porządku (nic nie brakuje, wszystko na swoim miejscu, więzadła całe). Pozostały tylko zwłóknienia po krwiaku, które przez dłuższy czas utrudniały ruch kolana. Starałem się osczędzać kolano, stosowałem maść z żywokostu i staw w okolicach stycznia zaczął dochodzić do siebie. Został tylko problem łąkotki, która 3-4 razy dziennie głośno przeskoczy i ból na zmianę pogody. Czekam na rehabilitację (krio + ćwiczenia).
Pojawił się ponadto inny problem, który bardziej mnie niepokoi. Przez te ostatnie miesiące bardziej obciążałem lewe kolano, żeby prawego nie masakrować. Gdzieś w lutym samoistnie zaczeła w nim latać łękotka, na początku delikatnie, teraz trzaska i chrupie. Bólu jako takiego nie ma, odczuwam tylko tą wariującą łąkotkę; często pojawia się odczucie podobne, jak przy naciągniętych więzadłach. Skonsultowałem to z moim ortopedą i lekarzem, kierującym mnie z drugim kolanem na rehablitację i obaj stwierdzili, że lewe jest w porządku, a prawe do leczenia. Ortopeda nie chciał mi skierowania na usg lub rehab.
W prawym kolanie jest zdecydowanie mniej odczuwalne, więc staw jako-tako funkcjonuje (zobaczymy co da rehabilitacja).
Na chwilę obecną lewy staw to wrak w porównaniu do prawego. Miałem zamiar na kilka dni wyjechać, ale teraz w zasadzie ledwo chodzę czy możliwe jest, żeby samoistnie łąkotka w lewym kolanie się rozsypała (nadkruszyła/pękła/przemieściła, nie wiem...)? Kierując się opisami poprzednich forumiczów, na taką dolegliwośc to wygląda. pozdrawiam