W rozmowie z MMAWeekly.com opowiedział o swojej posadzie w BodogFight oraz frustracjach związanych z praktykami biznesowymi organizacji będącej własnością Calvina Ayre.
Ostatnia walka, jaką Matt Lindland stoczył odbyła się w kwietniu 2007 roku na gali BodogFight: Clash of Nations, przeciwko Fiodorowi Emelianence.
"Spełniłem moje warunki umowy" powiedział srebrny medalista olimpijski w zapasach. "Nie walczyłem od kwietnia, oczekując dwóch kolejnych walk w Bodog. Mieli przez ten czas wyłączność na mnie, dlatego nie negocjowałem niczego poza moim trwającym kontraktem. Starałem się wypełnić moją część kontraktu, będąc wobec nich prawym i uczciwym. Byłem szczery, a oni nie. Dlatego było to bardzo trudne."
Tłumacząc swoją aktualną sytuację z Bodog Fight Lindland powiedział: "Miałem umowę z Sixth Row Productions. Bodog i Sixth Row mieli wspólne fundusze. Mógłbym ścigać Bodog Fight, ale oni nie posiadają majątku. Powołują fikcyjne firmy i później nie płacą swoim zawodnikom. Nie honorują swoich kontraktów. To bardzo rozczarowujące."
Czekając do końca swojej umowy, Lindland był sfrustrowany całą zaistniałą sytuacją. Zdał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie otrzyma walk, które mu obiecywano. Chciał przynajmniej dojść do jakiegoś porozumienia z Bodog Fight.
"Znalazłem się w sytuacji, gdzie zaproponowałem im wykupienie się z tego kontraktu a oni nie zaoferowali nawet dolara. Są mi winni dużo pieniędzy. Są mi winni również za dwa pozostałe występy." - kontynuował. "Powiedziałem im, że nie chcę wyłącznie wziąć pieniędzy, ale skoro nie chcą mnie wystawić w ringu to niech chociaż zapłacą mi za bezczynne siedzenie przez 12 miesięcy. Przeciez to jest żęnujące."
Niestety, kto jak kto, ale Matt wie, nawet za dobrze, że takie korporacyjne zachowanie nie jest czymś rzadkim.
"Bardzo często spotykam się z tym w środowisku... Wcześniej byłem w biznesie samochodowym i tam było sporo śmieciów. Jestem pewien, że w każdym interesie są kłamcy i śmiecie, jednak zdaje się że akurat w tym środowisku jest ich całkiem sporo."
Niezależnie od warunków kontraktów i tego co napisane jest w nich małym drukiem, Lindland nie wierzy, że fighter może w pełni bronić się przed promotorem.
"Nie sądzę, że możesz bronić się w pełni. Z organizacją, z którą mam zamiar podpisać kontrakt, ustalimy zaliczkę i miejmy nadzieję jakieś gwarancje, aczkolwiek uważam że nie da się bronić. To Ameryka, nie możesz zabronić firmie upadłości i braku środków, więc jest trudno."
Lindland ostatnio podpisał roczny kontrakt na trzy walki z organizacją będącą partnerem firmy ubraniowej Affliction oraz firmy Oscara De La Hoyi - Golden Boy Productions. Debiutu organizacji, z dotychczas nieznaną nazwą, można spodziewać się w czerwcu w Las Vegas.
"Miota nim jak szatan..."