Wiek: 16
Wzrost: 170
Waga: 71,5
Staż: ponad rok będzie
Cel cyklu: czysta masa
Stosowane wcześniej suplementy: witaminy/minerały, białko, kreatyna mono, prochy na stawy, nic szczególnego.
Inne sporty: WF dwa razy w tygodniu, raczej tylko to.
Spalacze: brak
Suplement stosowany przez ostatnie 60 dni: białko, witaminy, artrox drink Vitalmaxa, kreatynę gdzieś pod koniec września bodaj skończyłem brać.
Finanse: nie przesadzajmy. Do dwóch stów powiedzmy.
Uwagi i sugestie: patrz niżej.
Zasadniczo to masuję, ale nie przesadzając z dowalaniem kalorii, bo bardzo łatwo zbieram tłuszcz, szczególnie że nie ruszam się zbyt wiele w życiu codziennym (leń jestem i tyle).
Michę miałem kiepską, ogarnąłem trochę i jest lepiej, ale wolę nie przesadzać.
Z supli zamierzam stosować tylko wspomniane witaminy, wpc zaraz po treningu i w posiłku potreningowym.
Powiem szczerze, że lubię suple. Chętnie postawiłbym sobie na półce jeszcze jedno pudełeczko z jakimś prochem.
Zamierzam kupić BCAA (wiadomo - przyda się, nie zaszkodzi, ale super efektów nie oczekuję - w końcu to tylko parę gram aminokwasów).
Czyli suplementacja zawierać będzie wpc, BCAA, no i witaminy/minerały (Olimp, multiple sport lub podwójną dawkę zwykłych, zależy co w aptece mają).
Czy jest sens dokładać coś jeszcze, żeby poprawić budowanie masy mięśniowej?
Wiem, że jest masa rzeczy, ale czego nie chciałbym kupować...
1. Kreatyny - po mono jakoś specjalnej różnicy nie zauważyłem, jakoś nie jestem nastawiony na "tak" dla tego specyfiku, chociaż wszędzie mówi się, że jest doskonały i działa.
2. Gainerów/carbo - mam lepsze uzupełnienia diety.
3. Pobudzaczy przedtreningowych, stacków pompujących czy innego badziewia. Dobrze mi się ćwiczy bez tych rzeczy, jakoś nie potrzebuję dodatkowego "kopa".
4. Glutaminy/HMB - nie próbowałem, ale podobno nie działają, po co kombinować?
5. Czegokolwiek zbyt bardzo manipulującego moimi hormonami. 16 lat mam, po co się w to pchać?
6. Omega 3 - solidne dawki, które skutkują nie na moją kieszeń.
7. Wszystkiego, co przesadnie cukrów zawiera.
Wiem, dużo tego zaznaczyłem. Praktycznie wszystko, co w sklepie "mi nie leży". Ale kto pyta nie błądzi, więc spytam, bo czemu nie? Nie umrę, nic złego mi się nie staje. Jak nic takiego nie ma, proszę po prostu powiedzieć: "E, to co kupujesz Ci styknie, ale strzeliłbyś se kreatynkę, czy co", lub coś w ten deseń.
Pozdrawiam!
Every f***ing thing is possible.