Zwracam się do was z prośbą o pomoc - jak w temacie. Przez moją, nazwę rzeczy po imieniu, najczystszą głupotę, która zaczynała już powoli zamieniać się w anoreksję, doprowadziłam swój organizm do lekkiego wyniszczenia... A właściwie tak wnioskuję po moim mizernym wyglądzie (widoczny mostek, można policzyć i zagrać na żebrach), kiepskim stanie psychicznym i, co jest tu gwoździem programu, zatrzymaniem cyklu.
Nie wygląda to wszystko jakoś dramatycznie, kiedy widzi się moje statsy: na jakieś 158 ważę na czczo 41.5, ale podejrzewam, że to zasługa mięśni, które rozbudowały się dzięki w miarę ruchliwemu stylowi życia [jak na osobę, której kierunek studiów wymaga siedzenia wielu godzin na tyłku].
Bardzo Was proszę o porady, jak się odżywiać, aby przytyć te kilka kg, ale też ile mniej więcej czasu powinnam w tygodniu poświęcić na wysiłek fizyczny. Rozumiem, że wskazane jest szamanie w dużych ilościach kuraków i rybek... A co, jeśli chodzi o nabiał? W zasadzie krążą różne opinie na ten temat, co dietetyk, to inna zalecenia - jedni polecają pełnotłusty, inni radzą przestawić się na maślanki, kefiry i inne 2% cuda. Poza tym, co z węglami typu kasze, pieczywo, ryżyk? Powinny znaleźć się w każdym posiłku?
Jeszcze raz bardzo proszę o pomoc.