Przynudzę trochę na starcie, ale od lat czuję się coraz bardziej osłabiony.
Potrafiłem w weekendy spać po 12h, a resztę dnia apatycznie gapić się w ścianę.
W czasie pracy o godzinie 14 już ledwo kontaktowałem, od razu po powrocie padałem na łóżko i spałem 2-3h.
Na treningach MA po rozgrzewce miałem zawroty głowy, drętwiały mi ręce i usta, byłem blisko utraty przytomności, tak jakby cała krew odpływała mi z głowy. Musiałem zrezygnować z tego sportu.
Przy treningu siłowym, padałem po 3 seriach, mimo że mięśnie wcale nie były "zmęczone", to układ nerwowy się wyłączał.
W zasadzie cała moja aktywność sprowadzała się do pracy i snu.
Mimo niechęci byłem u kilku lekarzy, ale generalnie widzę, że oni zlewają ludzi ciepłym moczem gdy nie ma zagrożenia życia. Słyszałem, że "niektórzy tak mają", "każdy ma gorsze chwile", itd.
Zacząłem się wspomagać piracetamem 8gr/dzień i niketamidem. Faktycznie pomogło mi to zredukować sen do 9h/dobę i lekko poprawić koncentrację w czasie dnia.
Tydzień temu postanowiłem wypróbować eliminację węglowodanów z diety. Co prawda kilka dni było ciężko, ale teraz czuję się wyśmienicie.
Czy ta nagła poprawa może wskazywać na hipoglikemię?
Zakładam, że organizmowi, który przestawił się na żywienie tłuszczami niski cukier przestał przeszkadzać.
Jeśli tak to czy mogę kontynuować dietę low-carb?