W dniu wczorajszym mogliśmy wrócić na chwilę myślami do czasów, kiedy to wielcy tego sportu, Bernard Hopkins oraz Roy Jones Junior rządzili niepodzielnie w kategoriach, których byli w danym momencie reprezentantami i gdzie odprawiali z kwitkiem każdego, któremu choć przez chwilę dane było pomarzyć o detronizacji panującego króla.
Co ciekawe, zawodnicy ci dwukrotnie stawali ze sobą w szranki i konkury i mogą pochwalić się po jednym zwycięstwie. W czasach, kiedy obaj pięściarze przeżywali swoje tzw. „prime", Hopkins urwał cztery rundy Jonesowi, co stanowiło wyczyn większy niż ten, jakiego dokonało łącznie 21 wcześniejszych, zawodowych rywali srebrnego medalisty z Seulu. Drugi pojedynek tych wielkich bokserów, głównie za sprawą Roya nie nawiązał już do pierwowzoru, bowiem jego poziom nawet w połowie nie dorównywał temu, jaki zaprezentowali 1993 roku.
Po minionym "rewanżu po latach", nazywanym często przez "złośliwych" "freak show'em", wszystkie pytania o dalszą przyszłość naszych bohaterów, w dużej części znalazły swoją odpowiedź: ...o ile Hopkins nie dorówna już tempu boksowania tak unikalnych pięściarzy, jakim na tamtym okresie kariery był Joe Calzaghe, o tyle nadal może „powalczyć" i kto wie - pokusić się o coś wielkiego... Roy Jones Junior z kolei pokazał, że nawet w połowie nie prezentuje swojej dawnej fizycznej dyspozycji i nowa dywizja, a w niej dalsze kontynuowanie kariery nie powinno już jakoś wybitnie spędzać snu z jego powiek.
Jeden - ku pokrzepieniu serc; drugi - z marną nadzieją na przyszłość, nadal kontynuowali swoją przygodę, jednak zgodnie z przewidywaniami, z wprost proporcjonalnie odwrotnym skutkiem. Hopkins, w kolejnym swoim pojedynku dał kapitalny występ, remisując z ówczesnym championem WBC; również we wczorajszym rewanżu, tym razem oficjalnie pieczętując swoją wyższość nad 18 lat młodszym Jeanem Pascalem. Jones z kolei został ciężko znokautowany przez czołowego, zdaniem wielu najlepszego pięściarza kategorii cruiser.
Ci, którzy faworyzowali przed pierwszym pojedynkiem z Pascalem, 46-letniego Hopkinsa należeli do mniejszości. Wielu oczywiście stawiało na starego mistrza, jednak głównie - o czym nie kryjąc się wspominali - przez duży do niego sentyment. Kanadyjczyk, który kilka miesięcy wcześniej pokonał faworyzowanego Chada Dawsona, jawił się w tej walce jako ten, który posiada wszystko, aby pokonać - zdecydowanie przedwcześnie określanego mianem sportowego staruszka, wielkiego Bernarda.
Styl walki Kanadyjczyka, z którym nie poradził sobie do końca, walczący tego dnia wyjątkowo apatycznie Dawson, idealnie wpisał się w strategię i sposób boksowania Hopkinsa. Większość prób skracania dystansu przez będącego w ciągłym ruchu, balansującego posiadacza pasa kończyło się na precyzyjnych kontrach "profesora boksu", a w innych przypadkach na taktycznym, typowym dla tego pięściarza klinczu. Często, kiedy młodszy z bokserów doskakiwał do polującego na kontrujący cios Kata, wpadał w swoistą pułapkę, umyślnie przez niego zastawioną. Bardzo podobnie było w pojedynku rewanżowym.
Roy Jones Junior wymyślił sobie podbój kolejnej, piątej już dywizji - kategorii junior ciężkiej, której górny limit wynosi ponad 90 kilogramów, za pierwszy cel obierając sobie rosyjskiego punchera, Denisa Lebiediewa. Zastanawiające jest, co twórcom tego szalonego pomysłu przyświecało? Wszyscy mieliśmy przecież w pamięci walkę z Sydney, gdzie silniejszy fizycznie Danny Green już w pierwszej rundzie "zgasił światła", dawno temu wielkiemu Jonesowi. Czy można było tym razem spodziewać się czegoś innego? Owszem, ale tylko wtedy, kiedy na chwilę wyłączyliśmy się z panującego systemu i daliśmy się ponieść daleko wykraczającej ponad logikę wyobraźni. W dziesiątej odsłonie wczorajszego pojedynku, walczący tego dnia wyjątkowo pobłażliwie Rosjanin, ciężko znokautował mistrza czterech kategorii wagowych.
Cholernie głupio było mi na to patrzeć. Użyte tu słowo „głupio", każdy zinterpretuje w odniesieniu do swoich uczuć, jakie właśnie jemu i tylko jemu w tych momentach towarzyszyły. Jeżeli chodzi o mnie, porażki Jonesa w jakiś - wiadomy jedynie dla mnie sposób - wpisują się w przegrane, jakie osobiście poniosłem na gruncie mojego życia osobistego.
Tak oto mieliśmy możliwość nawiązania do wspomnień; również nadziei - w przypadku Jonesa boleśnie zweryfikowanej. To natomiast, czego dokonał Hopkins, zasługuje na wydarzenie jeszcze nie skończonego roku. Facet przeczy wszystkiemu, co za pewnik stawia tezy o możliwościach ludzkiego organizmu. Wielkie wydarzenie i brawa dla wciąż młodego i wciąż wielkiego Bernarda Hopkinsa.
boxing.pl
Adrian Golec
Hopkins to istny fenomen pod każdym względem, jego styl w jakim boksuje, sposób w jaki się prowadzi oraz jego uwarunkowania genetyczne, to wszystko składa się na tak długą żywotność tego znakomitego pięściarza. Roy niestety zbyt dużo zebrał podczas swojej kariery, oczywiście dodatkowo skakanie po wagach też odegrało wielką rolę w tym wyniszczającym procesie legendarnego Jonesa Jr.
"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)