Nie wgłębiałem się znów tak mocno, ale nie lubię prób manipulacji. Tak czy tak, z definicji nie ufam skrajnościom. Jak firmy zajmujące się GMO albo ekologią podają swoje badania, to z definicji trzeba uwzględnić czynnik marketingu i przekonań. Wszyscy bazują na społecznym lęku przed ekspansją GMO (notabene uzasadnioną), media to nakręcają i z kim się nie podejmie dyskusji to albo obojętność, albo skrajność i piana z ust.
Aby wyrobić sobie własne zdanie na jakiś temat to trzeba pogrzebać, a nie ślepo wierzyć mediom. Przykłady pierwsze z brzegu:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20941377 (znajomi twórcy, bardzo trafne spostrzeżenie w jaką stronę GMO nie może iść, bo zwyczajnie staje się toksyczne),
a inny przykład to od dawna znane modyfikowane uprawy ryżu w Chinach, ryż pierwotnie ubogi w witaminę A "podrasowano" i problem awitaminozy zanikł naturalnie.
Tylko też jest różnica, modyfikować z głową i dla zdrowia (np. szczepionka w sałacie, owoce zawierające większe ilości bioflawonoidów etc.), a przeć ślepo na kasę (tu znany przykład kukurydzy odpornej na RoundUp). A jak na ironię, kreuje się obraz, że to te pierwsze modyfikacje są potwornie szkodliwe i oznaczają zagładę ludzkości, a te drugie się przemilcza. Gdyby ktoś mi nie wierzył na słowo (dobry znak!) to zachęcam do pogrzebania o tym jak Japończycy testują sobie na otwartych farmach całe zbiory roślin modyfikowanych, opryskiwanych nieustannie pestycydami i jak to się roznosi na pola ościenne (a rzekomo miało być w warunkach izolowanych, ah ta teoria
). A szczepionek w sałacie ani widu, ani słychu w obrocie bo rzekomo zbyt nietrwałe i potencjalnie niezbadane