od stycznia próbuję schudnąć. zmieniłam dietę, przestałam jeść po 19:00, ćwiczyłam. czasem się zdarzy, że zjem po 19, wiadomo, są gorsze i lepsze dni, ale od stycznia zdecydowanie więcej było tych lepszych, jednak waga stoi praktycznie w miejscu. waha się między 68-71 kg. od lutego do świąt wielkanocnych ćwiczyłam 5x w tygodniu w domu, jakieś ćwiczenia wycięte z gazet, w marcu 3 tygodnie a6w, jednak poza tym, że czuję że mięśnie brzucha wyćwiczyłam nie widać żadnej różnicy, bo mam na brzuchu tłuszcz, którego nie mogę spalić! od pępka w górę najszybciej chudnę, ale jeśli chodzi o dolną część brzucha, biodra i uda to jest tragicznie! nie pomagają żadne spacery, bieganie, ćwiczenia. coś muszę robić źle skoro nie ma efektów.. tylko co? na co powinnam zwrócić uwagę przy spalaniu tłuszczu?
od przyszłego tygodnia zaczynam pracę przy zbiorze szparagów, wszyscy mówią, że jest ciężko, żebym się nie odchudzała, bo tam dostanę wycisk i na pewno schudnę, jednak mam do Was pytanie, jak połączyć pracę fizyczną z ćwiczeniami? jak się zmotywować, żeby po powrocie do domu jeszcze ćwiczyć?
i ostatnie pytanie, co myślicie o treningu na czczo? czytałam mnóstwo artykułów na ten temat i mam mieszane uczucia, bo co artykuł to inna teoria... myślałam, żeby kupić nowy rower i od połowy maja zacząć jeździć do pracy na te szparagi (ok.16 km w jedną stronę) rano na czczo i dopiero na miejscu zjeść śniadanie.
z góry bardzo dziękuję za odpowiedzi i życzę miłego weekendu :)
PS: dołączam zdjęcie znalezione w internecie. dziewczyna ma podobną sylwetkę do mnie (zdjęcie po lewej), tyle, że jej się udało schudnąć, a mi nie...