Weźmy prosty przykład.
Zawodnik ważący 70 kg przebiega maraton w czasie 4 godzin, powiedzmy, że z jego ekonomii biegu wynika, że zużywa w tym czasie 3000 kcal energii. Przyjmijmy dla uproszczenia, że połowę tego wydatku pokrywa z glikogenu (zarówno mięśniowego, jak i wątrobowego), a drugą połowę z tłuszczu. Z przeliczenia wynika, że zużywa 375 g CHO i 166 g tłuszczu.
Zużycie 375 g glikogenu generuje 1,3 l wody, w tym 215 ml z reakcji chemicznej i 1075 ml z uwolnienia wody związanej. Spalenie 166 g tłuszczu daje kolejne 213 ml. W sumie około 1,5 kg wody, której organizm spokojnie może się pozbyć bez jakiegokolwiek odwodnienia.
Dodatkowo szacuje się, że 5% ubytku wody nie powoduje dużego zaburzenia w funkcjonowaniu organizmu, i spokojnie może być uzupełnione po wysiłku. To daje kolejne 3,5 kg z oryginalnej masy startowej, zakładając, że zawodnik był optymalnie nawodniony.
Wniosek? Jeśli zawodnik przybiegnie do mety o 5 kg lżejszy, nie zrobi sobie krzywdy. Natomiast będzie miał średnio 2,5 kg mniej do przeniesienia na własnych nogach, co dla ekonomii biegu ma znaczenie wręcz dramatyczne - rzecz jasna na korzyść biegacza.
Jakie są natomiast minusy uzupełniania płynów na siłę? Dyskomfort wynikający z przepełnienia żołądka i jelit, dodatkowy ciężar do przeniesienia, a w wypadku picia wody - hiponatremia, w bardzo rzadkich przypadkach nawet ze skutkiem śmiertelnym.
Zapraszam do dyskusji.
T.
Zmieniony przez - tomekd w dniu 2012-09-29 22:59:43