Generalnie Ćwiczę trójbój od roku. Wyciskanie na płaskiej poszło elegancko w górę, siady podobnie pomimo, że zabrałem się za nie dopiero 5 miesięcy temu. Martwy ciąg leży i kwiczy...
Tak w skrócie. Na pierwszych zawodach start w kat. do 93 z wagą 90kg. Martwy Ciąg 210, choć na treningach 200 to był maks.
Generalnie zszedłem z wagą do kat 83 i wynik mam maks 220kg. Wiadomo 10/15kg poszło w górę pomimo zbicia wagi. Jednak wiem, że powinno być więcej. Dlaczego?
Pierwsza kwestia jest taka, że przy max 220kg, 190 mogę zrobić spokojnie 8 no może 10 maksymalnie ciągów pod rząd, z sekundowymi przerwami, bez żadnego odbijania. Ale przy około 210 już nie jest tak kolorowo. Sztanga jest jak przylepiona, ale jak już ja oderwę na te 5cm to potem dociągniecie to pestka.
Próbowałem dziś trochę inaczej. Po całym treningu skończonym na 215 załadowałem, 230kg, ale postawiłem sztangę na podstawkach (talerze wysokość ok. 2-3cm). I zgodnie z moimi przypuszczeniami 230 poszło całkiem ładnie. Kolejno podchodziłem pod 240, ale nie dociągnąłem. Przy czym jakby to był właściwy trening, a nie kolejne serie po nim to by poszło.
Ciągi robię techniką sumo. Jak to mówią, jesteś tak silny jak twój najsłabszy punkt. Także zwracam się z pytaniem co nim jest Jak to przełamać? Zmienić wielkość talerzy na mniejsze niż te przepisowe 25kg, może jakieś rozciąganie, zmniejszyć rozstaw nóg (obecnie stopy w zasadzie dostawiam na styk), która partia miecha wymaga dotrenowania?
Z góry dzięki za wszystkie sugestie i wskazówki