Tydzień temu biegałem sobie truchtem przez 40 min, po treningu odczuwałem normalne zakwasy, jednak na następny dzień bardzo mnie łydki bolały i tak właściwie przez cały tydzień, taki ostry ból palenia, odniosłem takie wrażenia że się w ogolę nie regenerowałem, minął tydzień i ból jako tako ustąpił.
Dzisiaj rano wstałem, zrobiłem ABSII i poszedłem biegać na czczo, przebiegłem raptem 2km i zaczął się taki palący ból w łydkach że musiałem przerwać bieganie. Teraz siedzę i dalej mnie bolą.
Biegam od dawien dawna, miałem przerwę 3 tygodniową od ćwiczeń, stwierdzono u mnie nerwice sercową dlatego miałem lekkie schizy kiedy serce przyspiesza (co się dzieje naturalną przyczyną podczas biegania).
EKG i echo serca wykazały że serce mam zdrowe.
Ciśnienie mam podwyższone, zawsze miałem 120/80 a u lekarza podskoczyło do 150/90, zdrowo się odżywiam, zero alko etc.
Ostatnio w ogolę słabo się czuję, ciężko mi zasnąć, czuję apatie do wszystkiego, jednak jestem silny psychicznie i szybko się motywuję do poprawy co też uczyniłem dzisiaj rano bo ostanie 5 dni to w ogolę nie do życia byłem taki flegmatyczny i zamulony.
Czy ten ból może być jakimś objawem nerwicy?
Przetrenowanie raczej nie wchodzi w rachubę bo nie ćwiczę siłowo od 3 tygodni, jutro mam zamiar wrócić do treningów.
Dołuję mnie to, potrafię biegać po 15km a teraz nagle po 2km mam takie bóle łydek których jeszcze nigdy nie doświadczałem.
Co o tym sądzicie?
Wiek: 20
Waga 82kg - przytyłem przez ostatni miesiąc ze dwa kilo tłuszczu.
Wzrost 189cm.