Dzień dobry. Mam nietypowy problem. Alkohol chyba pierwszy raz piłem 4 lata temu. Od tamtego czasu piję raz na 2-3 miesiące, bo akurat ktoś bliski ma urodziny. Jeszcze rok temu w sylwestra alkohol 'wchodził jak woda'. Nigdy nie miałem kaca, chociaż przez całą noc potrafiliśmy obrócić ponad 0.7 na głowę. Jednak chyba od stycznia do czerwca nie piłem, później miałem wesele u brata i tu już pojawił się problem. Dosłownie kilka kieliszków. Może 5-7 i w gardle czułem niemiłosierne pieczenie, które doprowadzało mnie do wymiotów. W lipcu na jednej imprezie wypiłem trochę więcej ale pomimo pieczenia aż tak bardzo nie chciało mi się wymiotować. W październiku już chyba po 4 kielonach niesamowicie mnie piekło w gardle i oprócz zbierających się wymiotów nie mogłem nawet przełknąć kęska jedzenia.
Listopad, grudzień i styczeń tego roku to miesiące w których w każdym byłem na 1 imprezce i sytuacja zawsze ta sama. Już na początku picia zaczyna piec w gardle (~4 kieliszki), chociaż przerywałem wtedy konsumpcję alko to z każdą minutą coraz bardziej chce się wymiotować. Wyplucie śliny chwilowo pomaga. No i z czasem coraz ciężej przełknąć cokolwiek, wręcz jestem skazany na głodówkę, bo bym od razu chyba zwrócił.
Teraz w sobotę właśnie do ~23 wypiłem 5-6 kieliszków i czułem to okropne pieczenie i chęć wymiotów tak jakby nie z żołądka tylko od przełyku. Ledwie je powstrzymywałem ale do 1 w nocy to męczarnia była. Później chwilkę położyłem się, wziąłem pastylkę tantum verde i po pół godziny jak nowo narodzony. Znów mogłem jeść ale czy pić to już nie próbowałem.
Czyli mój problem to podrażniony przełyk lub coś w tym stylu? Jak myślicie. Może miał ktoś taki przypadek. Bo to jest straszne uczucie jak wypijesz kieliszek czy dwa, a później Cię dopada takie palenie w przełyku, że impreza zmarnowana, bo ciągle się wymiotować chce i ani jeść ani nic.
No i jak to się do czegoś przyda to podczas tańczenia objawy trochę maleją, a jak później siadam to coraz gorzej jest. Bardzo proszę o pomoc! :)
Listopad, grudzień i styczeń tego roku to miesiące w których w każdym byłem na 1 imprezce i sytuacja zawsze ta sama. Już na początku picia zaczyna piec w gardle (~4 kieliszki), chociaż przerywałem wtedy konsumpcję alko to z każdą minutą coraz bardziej chce się wymiotować. Wyplucie śliny chwilowo pomaga. No i z czasem coraz ciężej przełknąć cokolwiek, wręcz jestem skazany na głodówkę, bo bym od razu chyba zwrócił.
Teraz w sobotę właśnie do ~23 wypiłem 5-6 kieliszków i czułem to okropne pieczenie i chęć wymiotów tak jakby nie z żołądka tylko od przełyku. Ledwie je powstrzymywałem ale do 1 w nocy to męczarnia była. Później chwilkę położyłem się, wziąłem pastylkę tantum verde i po pół godziny jak nowo narodzony. Znów mogłem jeść ale czy pić to już nie próbowałem.
Czyli mój problem to podrażniony przełyk lub coś w tym stylu? Jak myślicie. Może miał ktoś taki przypadek. Bo to jest straszne uczucie jak wypijesz kieliszek czy dwa, a później Cię dopada takie palenie w przełyku, że impreza zmarnowana, bo ciągle się wymiotować chce i ani jeść ani nic.
No i jak to się do czegoś przyda to podczas tańczenia objawy trochę maleją, a jak później siadam to coraz gorzej jest. Bardzo proszę o pomoc! :)