Witam, chciałbym zasięgnąć porad od osób mających doświadczenie z bieganiem. Chciałbym zapytać o kilka kwestii, wobec których występują spolaryzowane poglądy. Jestem w wieku 25 lat, mam 179 wzrostu, 66 kilogramów wagi, większego doświadczenia ze sportem dotychczas brak.
1. Jak często biegać? Spotkałem się z sugestiami, że dobrą regularnością są 3-4 treningi w tygodniu. Jeśli chodzi o mnie, to aktualnie co poniedziałek gram w piłkę nożną, nie są to bardzo ciężkie wysiłki, ale stosuję co najmniej jeden dzień regeneracji między dniami aktywności fizycznej. Poza tym dwa razy w tygodniu biegam, 4-5 km. Jeśli nie zrobię co najmniej 2 dni przerwy między biegami, to czuję że moje mięśnie są niewystarczająco gotowe i nie jestem w stanie biec tak efektywnie, jak na poprzednim treningu, gdy podszedłem do niego wypoczęty.
2. Rozciąganie: Przed każdym treningiem delikatnie się rozciągam, po treningu także. Poza tym, co najmniej dwa razy w tygodniu przeznaczam na krótkie, izolowane sesje dedykowane rozciąganiu. Czuję po ponad miesiącu treningów skromne polepszenie sprawności, nie jestem pewien czy udział w tym ma rozciąganie. Jednak szukając różnych informacji, natknąłem się na informacje typu: Samo rozciąganie nie przynosi rezultatów, nie warto. Oraz, że po cięższym treningu nie należy się rozciągać.
3. Popularne Shin Splints - czyli ból w okolicach piszczeli, chociaż wielu ludzi używa tego terminu również do określania bólu w innych okolicach, jak np. mięśnie łydek. Jakie są najlepsze sposoby na poradzenie sobie z tym? Oprócz rozciągania, stosuję również automasaże. Wielu biegaczy poleca na początek marszobiegi, aby z nich przechodzić stopniowo do biegów. Zatem, na tej podstawie wnioskuję, że takie problemy znikają wraz ze wzrostem wytrenowania? Jedni tak sugerują, inni zalecają fizjoterapeutę przy braku rezultatów "domowymi" sposobami.
Mogę opisać moje dotychczasowe poczynania, jak to wyglądało:
15 listopada - 10 km, czas 1h 25 min (był to szalony pomysł, na który wpadłem gdy zabrałem się za bieganie, zdecydowanie za dużo)
19 listopada - 5 km, 41:42
23 listopada - 5 km, 43:13
1 grudnia - 5 km, 39:43
7 grudnia - 5 km, 43:49
10 grudnia - 5 km, 41:55
15 grudnia - 4 km, 31:59
17 grudnia - 4 km, 34:04
22 grudnia - 5 km, 35:09
26 grudnia - 3 km, 23:24 - słaba dyspozycja, jak po chwili się okazało dopadła mnie grypa i obecnie się leczę i regeneruję.
Jak mówiłem, co poniedziałki trenuję piłkę nożną, oraz treningi biegowe z jednym dniem przerwy między sesjami są dla mnie niedopuszczalne, ponieważ mięśnie są niezregenerowane i nie w pełni sił. Zatem ciężko mi o większą regularność. Może lepszym pomysłem byłoby zmniejszenie intensynwości treningów i kilometrażu, np po 3 kilometry mniej intensywnego biegu, ale jedną jednostkę w tygodniu więcej? Gdyby mięśnie odpowiedziały na to pozytywnie.
Również czas podaję nie z powodu pobijania jakichś rekordów, ale pomagają mi one monitorować postęp w sprawności. Początkowo marsz obejmował jakieś 60% odcinka całej trasy, na przedostatnim treningu było to jakieś 20%, a więc mogę powiedzieć że czuję postęp, bo wcześniej byłoby to niewykonalne. Również doświadczam ciekawego zjawiska: pierwsze 2 kilometry biegnę w podobnym tempie, na trzecim wysiadam, nie mam sił biec, większość trzeciego kilometra maszeruję powoli lub staram się ślamazarnie truchtać. Następnie na czwartym i piątym kilometrze następuje doładowanie i jestem w stanie biec jeszcze szybciej niż te początkowe, i mogę biec ile natura dała aż mi nie zdrętwieją nogi : P
Pozdrawiam.
1. Jak często biegać? Spotkałem się z sugestiami, że dobrą regularnością są 3-4 treningi w tygodniu. Jeśli chodzi o mnie, to aktualnie co poniedziałek gram w piłkę nożną, nie są to bardzo ciężkie wysiłki, ale stosuję co najmniej jeden dzień regeneracji między dniami aktywności fizycznej. Poza tym dwa razy w tygodniu biegam, 4-5 km. Jeśli nie zrobię co najmniej 2 dni przerwy między biegami, to czuję że moje mięśnie są niewystarczająco gotowe i nie jestem w stanie biec tak efektywnie, jak na poprzednim treningu, gdy podszedłem do niego wypoczęty.
2. Rozciąganie: Przed każdym treningiem delikatnie się rozciągam, po treningu także. Poza tym, co najmniej dwa razy w tygodniu przeznaczam na krótkie, izolowane sesje dedykowane rozciąganiu. Czuję po ponad miesiącu treningów skromne polepszenie sprawności, nie jestem pewien czy udział w tym ma rozciąganie. Jednak szukając różnych informacji, natknąłem się na informacje typu: Samo rozciąganie nie przynosi rezultatów, nie warto. Oraz, że po cięższym treningu nie należy się rozciągać.
3. Popularne Shin Splints - czyli ból w okolicach piszczeli, chociaż wielu ludzi używa tego terminu również do określania bólu w innych okolicach, jak np. mięśnie łydek. Jakie są najlepsze sposoby na poradzenie sobie z tym? Oprócz rozciągania, stosuję również automasaże. Wielu biegaczy poleca na początek marszobiegi, aby z nich przechodzić stopniowo do biegów. Zatem, na tej podstawie wnioskuję, że takie problemy znikają wraz ze wzrostem wytrenowania? Jedni tak sugerują, inni zalecają fizjoterapeutę przy braku rezultatów "domowymi" sposobami.
Mogę opisać moje dotychczasowe poczynania, jak to wyglądało:
15 listopada - 10 km, czas 1h 25 min (był to szalony pomysł, na który wpadłem gdy zabrałem się za bieganie, zdecydowanie za dużo)
19 listopada - 5 km, 41:42
23 listopada - 5 km, 43:13
1 grudnia - 5 km, 39:43
7 grudnia - 5 km, 43:49
10 grudnia - 5 km, 41:55
15 grudnia - 4 km, 31:59
17 grudnia - 4 km, 34:04
22 grudnia - 5 km, 35:09
26 grudnia - 3 km, 23:24 - słaba dyspozycja, jak po chwili się okazało dopadła mnie grypa i obecnie się leczę i regeneruję.
Jak mówiłem, co poniedziałki trenuję piłkę nożną, oraz treningi biegowe z jednym dniem przerwy między sesjami są dla mnie niedopuszczalne, ponieważ mięśnie są niezregenerowane i nie w pełni sił. Zatem ciężko mi o większą regularność. Może lepszym pomysłem byłoby zmniejszenie intensynwości treningów i kilometrażu, np po 3 kilometry mniej intensywnego biegu, ale jedną jednostkę w tygodniu więcej? Gdyby mięśnie odpowiedziały na to pozytywnie.
Również czas podaję nie z powodu pobijania jakichś rekordów, ale pomagają mi one monitorować postęp w sprawności. Początkowo marsz obejmował jakieś 60% odcinka całej trasy, na przedostatnim treningu było to jakieś 20%, a więc mogę powiedzieć że czuję postęp, bo wcześniej byłoby to niewykonalne. Również doświadczam ciekawego zjawiska: pierwsze 2 kilometry biegnę w podobnym tempie, na trzecim wysiadam, nie mam sił biec, większość trzeciego kilometra maszeruję powoli lub staram się ślamazarnie truchtać. Następnie na czwartym i piątym kilometrze następuje doładowanie i jestem w stanie biec jeszcze szybciej niż te początkowe, i mogę biec ile natura dała aż mi nie zdrętwieją nogi : P
Pozdrawiam.