Nurtuje mnie jedna rzecz i nie potrafię znaleźć na to żadnej sensownej odpowiedzi.
Doczytałem gdzieś dawno temu w internecie (nie pamiętam niestety gdzie), że jak jestem np. na diecie na masę czy redukcję i zrobię sobie raz w miesiącu taki dzień totalnie wolny od diety, że jem cały dzień na co mam ochotę (taki całodniowy cheat meal - fastfoody itd.), wsuwając wyłącznie w ciągu tego jednego dnia tysiące kalorii, to taka bomba kaloryczna świetnie wpłynie na anabolizm mięśni. Nie wspominając już o oczywistych korzyściach psychicznych.
Kiedyś na YouTube na kanale SFD widziałem że Krzysztof Piekarz robił coś podobnego "Wielkie obżarstwo - Full Day of Eating". Przez to jeszcze bardziej zaintrygował mnie ten temat. Mówił że mięśnie dostają wtedy "bodziec do rozrostu" i dajemy sobie "nowe doznania smakowe".
Całkiem fajnie byłoby po kilku tygodniach solidnego trzymania jadłospisu zrobić sobie "dzień wolnego" dla ciała i psychiki. Mogłoby to być również rozwiązaniem dla osób uzależnionych wręcz od śmieciowego jedzenia i słodyczy.
Pytanie jednak czy taki zabieg ma faktycznie jakieś korzyści czy są to może zwykłe brednie? A jeśli nie ma z tego żadnych doraźnych efektów, to czy taka bomba kaloryczna raz w miesiącu wpłynie jakoś drastycznie na nasze wyniki i efekty?
Zakładając oczywiście że cały miesiąc trzymamy się diety jak trzeba bez dodatkowych "cheat meal'ów" oraz nie mamy problemów z trawieniem dużych ilości jedzenia.
Jestem bardzo ciekaw co o tym sądzicie
Doczytałem gdzieś dawno temu w internecie (nie pamiętam niestety gdzie), że jak jestem np. na diecie na masę czy redukcję i zrobię sobie raz w miesiącu taki dzień totalnie wolny od diety, że jem cały dzień na co mam ochotę (taki całodniowy cheat meal - fastfoody itd.), wsuwając wyłącznie w ciągu tego jednego dnia tysiące kalorii, to taka bomba kaloryczna świetnie wpłynie na anabolizm mięśni. Nie wspominając już o oczywistych korzyściach psychicznych.
Kiedyś na YouTube na kanale SFD widziałem że Krzysztof Piekarz robił coś podobnego "Wielkie obżarstwo - Full Day of Eating". Przez to jeszcze bardziej zaintrygował mnie ten temat. Mówił że mięśnie dostają wtedy "bodziec do rozrostu" i dajemy sobie "nowe doznania smakowe".
Całkiem fajnie byłoby po kilku tygodniach solidnego trzymania jadłospisu zrobić sobie "dzień wolnego" dla ciała i psychiki. Mogłoby to być również rozwiązaniem dla osób uzależnionych wręcz od śmieciowego jedzenia i słodyczy.
Pytanie jednak czy taki zabieg ma faktycznie jakieś korzyści czy są to może zwykłe brednie? A jeśli nie ma z tego żadnych doraźnych efektów, to czy taka bomba kaloryczna raz w miesiącu wpłynie jakoś drastycznie na nasze wyniki i efekty?
Zakładając oczywiście że cały miesiąc trzymamy się diety jak trzeba bez dodatkowych "cheat meal'ów" oraz nie mamy problemów z trawieniem dużych ilości jedzenia.
Jestem bardzo ciekaw co o tym sądzicie

Wytrwałość jest najważniejsza.