Ciekawe dlaczego jesteś tak zawzięty na medycynę niekonwencjonalną,jaki masz w tym interes.Poczytaj to:
Reagujemy na pole magnetostatyczne
Magnes - źródło stałego pola magnetycznego - znany jest od tysiącleci (początkowo tylko jako bryła minerału, magnetytu). Termin "magneto-biologia" wprowadził przed zaledwie ćwierćwieczem argentyński uczony M. Valentinuzzi.
Historia nauki - jak napisał wybitny magnetobiolog Jurij Chołodow - obfituje w dramatyczne wydarzenia. Ale to, co składa się na losy magnetobiologii, jest sumą takich ludzkich namiętności, jakie nie bywają zwykle wyzwalane podczas rozwiązywania problemów naukowych.
Działanie pola magnetycznego na żywy organizm było w ciągu stuleci wielekroć najniewątpliwiej stwierdzone i... zawsze znajdowali się tacy, co równie niewątpliwie konstatowali brak wszelkiego oddziaływania. O leczniczych właściwościach magnesu wspominają w swoich dziełach Arystoteles i Pliniusz. Marcel z Bordeaux (IV w.) magnesem uśmierzał bóle głowy. Albert Wielki (XIII w.) twierdził, że magnes, działając na lewą stronę ciała, zapobiega nieprzyjemnym snom, usuwa z organizmu trucizny, a nawet pomaga przy chorobach umysłowych. Najgorliwszym propagatorem leczniczych właściwości magnesu był sławny niemiecki lekarz z XVI w. Paracelsus. W latach 1780-1783 komisja angielskiego Królewskiego Towarzystwa Lekarskiego przebadała działanie magnesu na organizm człowieka i stwierdziła, że polega ono głównie na wpływie na system nerwowy.
Mogłoby się zdawać, że rozpoczęte w ten sposób poważne badania naukowe są zapowiedzią szybkiego rozwoju magnetobiologii. Niestety - spodziewany rozwój został wkrótce zahamowany, i to na całe stulecie. Przyczyną tego było... terminologiczne zamieszanie. Mimowolnym jego winowajcą stał się Franciszek Antoni Mesmer (1734-1815), austriacki lekarz prosperujący głównie w Paryżu. Jeszcze na początku swej kariery w Wiedniu poczynił próby leczniczego zastosowania magnesu i zdumiał się ich powodzeniem. Mesmer używał blach stalowych różnej formy, wyrabianych wówczas przez zakonnika, ojca Helia, znanego astronoma. Jak podaje Julian Ochorowicz:
U pewnej dziewczyny, u której różne przypadłości zależały od uderzeń krwi do głowy, usuwał z łatwością kongestię, przykładając trzy blachy magnetyczne, dwie na nogi, trzecią na żołądek. W innych wypadkach przyłożenie magnesu natychmiast znosiło ból albo też przesuwało go dalej ku kończynom. Ale przypadek zrządził, że robiąc na różny sposób próby, gdy raz w miejsce magnesu zbliżył samą tylko rękę, wynik był ten sam albo nawet lepszy, a dalsze doświadczenia wykazały, że proste przesuwanie ręki przed ciałem, czyli tzw. później przez niego "pociągi", spowodowały różne zmiany, poprzednio przypisywane bądź to elektryczności, bądź magnetyzmowi mineralnemu.
Z doświadczeń tych wyprowadził Mesmer wniosek, że w ciele ludzkim objawia się siła zdolna (bez pomocy obcych czynników) "modyfikować bieg prądów nerwowych". Siłę tę nazwał Mesmer "magnetyzmem ludzkim" lub "zwierzęcym" - w odróżnieniu od magnetyzmu zwykłego, mineralnego. I chociaż obu "magnetyzmów" Mesmer nigdy nie utożsamiał, to niestety zrobili to za niego inni. Gdy wysoka komisja (z Beniaminem Franklinem i Antonim Lavoisierem) wydała wkrótce potem na temat odkrycia Mesmera opinię druzgocącą, cios ugodził zarówno w "mesmeryzm", jak i w magnetobiologię. Komisja, doceniając zresztą skuteczność kuracji mesmerycznych, orzekła, że przyczyną uleczeń jest wpływ "imaginacji" (sugestii), nie zaś "magnetyzm zwierzęcy", który po prostu nie istnieje.
Po trwającej blisko sto lat przerwie zaczyna się o magneto terapii mówić dopiero w osiemdziesiątych latach ubiegłego wieku. Francuscy lekarze ze szkoły prof. Charcota ustalili, że magnes może na ludzki organizm wpływać rozmaicie:
1. wywoływać w miejscu działania swędzenie, mrowienie, wrażenie kłucia, a nawet bólu; 2. przywracać zniesioną wrażliwość dotykową skórze albo "przenosić" niewrażliwość z chorej połowy ciała na zdrową; 3. likwidować lub wywoływać kurcze i drgawki; 4. łagodzić bóle różnego pochodzenia lub też wywoływać ból; 5. powodować ogólne osłabienie, ból głowy i senność. Te same objawy, jak stwierdzono, można wywoływać zarówno za pomocą magnesu stałego, jak i solenoidu (elektromagnesu).
Tymczasem (1884) na kongresie w Birmingham wystąpił znany fizyk William Thomson (lord Kelvin) w sprawie wpływu, jaki ma jakoby wywierać magnes na organizm ludzki:
Być może, że istnieje on, dotychczas jednak ani fakty, ani spostrzeżenia nie dowiodły tego. Lord Lindsay i p. Cromwell Varley próbowali działania magnetyzmu, wprowadzając głowę między bieguny bardzo silnego elektromagnesu. Otóż wynik był cudowny - nie było żadnego działania.
Thomsonowi odpowiedział na łamach "Revue Scientifique" Julian Ochorowicz. Nie zdziwił go bynajmniej fakt niewrażliwości lordowskiej głowy na "bardzo silne" pole magnetyczne. Ochorowicz powołał się w owym artykule przede wszystkim na prace Maggioraniego z lat 1869-1880 oraz referował wyniki badań własnych. Jego próby dotyczyły około 700 osób, z których tylko część, a mianowicie 236 przejawiło wrażliwość na "magnetyzm mineralny".
Oczywiście, jeżeli ktoś sobie wyobraża, że magnes podobnie jak ciepło i elektryczność powinien działać na wszystkich i jeśli podda próbom tylko jedną osobę lub małą liczbę osób, to łatwo może dojść do owego "cudownego" wyniku, jaki otrzymali Lindsay i Varley - to znaczy nie otrzymać nic. Z badań Ochorowicza wynika, że przeciętnie tylko co trzeci człowiek podlega temu działaniu. Lecz może potęgując siłę magnesu czy elektromagnesu można by dojść do większego procentu? Ochorowicz temu przeczy:
Moje doświadczenia nie zostawiają mi tej nadziei. Używałem magnesów bardzo silnych i nie otrzymywałem nic nadto.
Podobne wyniki dały nieco późniejsze badania Durville'a. Stosował on rodzaj magnetycznej bransolety, którą zakładał osobom badanym. Jej działanie odczuwało 60 do 70 osób na 100 badanych. Zaznaczyć tu jednak należy, że wrażenie gorąca, kłucia lub mrowienia pojawiało się u 30 osób na 100 dopiero po godzinie, podczas gdy próby przeprowadzane przez Ochorowicza nie trwały nigdy dłużej niż parę minut.
Rozumiemy już teraz, czemu magnetobiologia jest tak wyraźnie "zapóźniona w rozwoju" w stosunku do innych nauk biologicznych: po pierwsze ze względu na niemiły dla wielu uczonych posmak "wiedzy tajemnej" (a nasiąkła nim, wrzucona przez słowną pomyłkę do jednego worka z mesmeryzmem), po drugie z powodu niejednoznacznych wyników doświadczeń. Dziesięciolecia musiały minąć, zanim pogodzono się z faktem, że taka jest "natura rzeczy". Żywiołowy rozwój magnetobiologii obserwujemy dopiero w ostatnich dziesięcioleciach.
Niemiecki entomolog Gunter Becker stwierdził w 1963 r., że większość owadów kończąc swój lot oraz w pozycji spoczynkowej przyjmuje kierunek północ - południe i zachód - wschód. Gdy w warunkach laboratoryjnych skompensowano pole geomagnetyczne (tzn. doprowadzono je prawie do zera), to takiej orientacji nie dało się już zaobserwować
Szczególnie interesujące wydają się te prace, które dotyczą wpływu pola magnetycznego na system nerwowy. W tej dziedzinie światową sławę zyskał rosyjski uczony Jurij Chołodow. Najpierw postanowił udowodnić, że stałe pole magnetyczne jest istotnie bodźcem, na który reaguje centralny układ nerwowy. W tym celu rejestrował elektryczną aktywność mózgu królika umieszczonego między biegunami elektromagnesu. Natężenie wynosiło od 200 do 1000 Oe, czas oddziaływania - od 1 do 20 minut. Jak powiada Chołodow:
Najogólniejszym wnioskiem, jaki da się wyciągnąć z przeprowadzonych badań, jest wniosek następujący: mózg oprócz znanych nam funkcji pełni funkcję receptora stałego pola magnetycznego.
A więc mamy receptor pozwalający odbierać bodźce (magnetyczne), na które niewrażliwe są nasze "klasyczne" zmysły: wzrok, słuch, smak, powonienie i dotyk, a także pozostałe, znane już nam zmysły, jak zmysł równowagi, temperatury i kinestezji. Sławne stało się doświadczenie Chołodowa, na którym wytwarzał on u ryb odruch warunkowy na pole magnetyczne (w tym samym 1958 r. podobny eksperyment przeprowadził inny radziecki badacz, Lissman).
[
http://www.czytelnia.za.pl/01102.html]
Zmieniony przez - tomasn w dniu 2007-04-20 20:13:33