Zacznę może od tego jaki jestem. Generalnie to mam 17 lat 165cm wzrostu i mimo ze jakoś tam wyglądam to nie oszukujmy się ze starszymi i wyższymi nie miałbym szans. Nigdy się w sumie nie bilem nie licząc jednego uderzenia w gimnazjum ale nie znam żadnej techniki, zawsze wychodziłem z sytuacji bezkonfliktowo. Otóż wczoraj byłem z moją dziewczyną L.16 na ławce w parku w małej miejscowości godzina 17 więc jasny dzień miejsce gdzie jest dużo ludzi itd. Przyłączył się jej brat l. 13 i kolega l.14 no i zaraz przechodzili narąbani goście (20-30l) jeden o głowę ode mnie wyższy drugi o dwie jednego znam z imienia i nazwiska. Od razu się przyczepili do nich o rowery wszystko kulturalnie rzucili coś tam o moim rapie ( nagrałem kiedyś piosenkę dla dziewczyny więc wiadomo ze to nie jest żaden poziom) powiedzieli żebym nie nagrywał a ja im mówię spoko i się usmiechnalem. Zaczeli odchodzić ale brat dziewczyny rzucił im na pożegnanie spier***aj. Często myślałem ze źle się skończy jego zaczepianie innych ludzi. No to oni się wrócili i do tego brata jak chciałem wstać go zasłonić to dostałem lepe na ryj. Postanowiłem ze będę z nimi rozmawiał i ich uspokajal. Dziewczyna stanęła przed bratem żeby go bronić. To wszystko działo się tak szybko.Jeden rzucił coś do mojej dziewczyny ze jest ku*wą więc ja odpowiedziałem prosto odpi**dol się od mojej dziewczyny. Nie myślałem co mówię co robię nic. Nie pomyślałem ze jak jak dziewczyna będzie stać przed bratem to może przypadkowo odebrać cios. Gdy zaczal mowic o policji jeden z nich chcial go uderzyc butelka z piwem. On się uchylił a moja dziewczyna dostała butelka w głowę od jednego na pewno nie mocno ale upadła na ziemię. A ja? Nawet go nie uderzyłem zaczalem na niego krzyczeć. On się zaczął tłumaczyć ze nie chciał ze nie mocno itd zacząłem ich przegadywac i w końcu poszli. Nie było tak żebym ich się bal chociaż oczywiste ze dostalibysmy wszyscy z mlodymi wlacznie jak coś, zwłaszcza ze kilka ławek dalej siedzieli ich kolejni koledzy. Nie umiem się bic i jestem nauczony pokojowo załatwiać sytuację. Nie myślałem żeby uciekać w sumie nic nie myślałem nie zdążyłem,jakbum zdążył pomyśleć to bym uderzył . Jak się skończyło to dopiero wtedy takie poczucie winy ze dlaczego mu nie oddalem, poczucie ze pewnie się bałem. Czułem się jak p***a. Na koniec dnia dziewczyna napisała mi ze jestem mocny w gebie i z wyglądu a jak przychodzi Co do czego to mnie nie ma. No i może miała racje? Zawiodłem ją po całości, widziałem jak patrzyła na mnie z pogardą. Może ona nie widziała ze chciałem ich bronić ale ten drugi mnie nie dopuścił? Bo powiedziała ze siedzieliśmy. Sam nie wiem co mam o tym myśleć nie mogłem zasnąć, nie mogę popatrzeć do lustra, raz wydaje mi się ze jakbym mu oddał to by się to skończyło gorzej. Jest to typowa osiedlowa "gangsterka" więc jeden za wszystkich wszyscy za jednego. Zasad żadnych na pewno nie mają skoro startują to 10 lat młodszego chłopaka no i nie mają nic do stracenia więc groźni są skoro nawet policja boi się przyjeżdżać na ich osiedle. No ale cóż nie mówiąc o tym ze sytuacja trwała długo głośno krzyczelismy i jakby nie patrząc był to środek miasta w środku dnia, ale nikt się nie zainteresował choć przechodniów było wielu. Policja też ma na nich wyrabane. Wola się zajmować tym ze ktoś nie po pasach przeszedł. Napiszcie mi bez oporów czy jestem tchorzem i dajcie rady co robić w podobnej sytuacji? Znowu stracić honor? Znowu stracić wartość w oczach dziewczyny? Czy stracić zęby mieć problemy bo znając moja szkole i otoczenie ja mialbym większe problemy niż oni. Zawsze myślałem ze w takiej sytuacji nie będę miał oporów. Zatkało mnie. A co do rady żeby dziewczyna uciekala to nie ma szans bo jest uparta.
1