Witam, mam na imię Kamil, mam 21 lat i jest to mój pierwszy temat na forum, piszę tu ponieważ niestety nawet nie mam z kim o tym porozmawiać... W skrócie opisze swoją przygodę z siłownią.
A wiec, zaczęło się to wszystko na przełomie lipca - września 2015, kiedy przy wzroście 171 cm ważyłem ~ 80 kg. Postanowiłem wtedy zrobić coś ze sobą, padło na siłownię z uwagi na pracę zmianową i ogólnie trochę mnie zawsze tam ciągnęło. Zacząłem się odchudzać "z grubej rury" z około 2500 kcal ucinałem kalorie bardzo szybko aż do 1500 kcal ( IF ) . Efektem tego była waga ~ 59 kg dokładnie 23 grudnia 2015. Potem cóż, święta, wzrost wagi, później ogarnięcie i spadek wagi później następne święta i znów to samo. Jednak od maja 2016 do września udało mi się powrócić to wagi 59 kg czyli mojego osobistego sukcesu, czegoś co mnie podbudowywało i druga próba wejścia na "masę" . Zacząłem podbijać stopniowo kalorie, tak jak w "reserve diet" do 2400 kcal w sumie. Do tej pory wszystko szło super, zachowanie w miarę definicji, powolny wzrost wagi, wszystko fajnie pięknie. Niestety w ostatnim czasie, coraz częściej zaczynałem myśleć o jedzeniu, o tym czego przez dłuuugi czas nie jadłem a uwielbiam min. słodycze itp. Doszły do tego jakieś "stresy" w pracy i bach... dokładnie tydzień temu pękłem, cheat day ... Ciężko mi się było pozbierać psychicznie jednak zacisnąłem zęby i wróciłem następnego dnia do diety, trenować nie przestałem. Teraz, dokładnie tydzień po tym, powtórzyło się dokładnie to samo, znów pękłem. W jednym momencie straciłem poczucie własnej wartości, czuje się tak jakby wszystko to co od roku czasu mnie podbudowywało, coś co dawało mi wiarę w siebie, zmieniło mój charakter, mój wygląd poszło na marne. Po każdej porażce z samym sobą obiecuję sobie że więcej się nie zawiodę. Ale jednak przychodzi taki dzień kiedy tak się dzieje. Dziś już nie mam ochoty na to wszystko, wcześniej płakałem jak dziecko a teraz to wszystko jest mi obojętne bo wiem że nie mogę sobie już obiecać że się nie zawiodę ponieważ wiem że tak nie będzie. Widocznie się do tego sportu nie nadaję. Być może biorę to wszystko zbyt poważnie ale to właśnie mnie zmieniło jak pisałem o tym wyżej. Jak pisałem wcześniej nie mam nawet z kim o tym porozmawiać ponieważ dla moich bliskich to jest bardzo głupie że się tak w to wciągnąłem.
Moja "dieta" zawsze wyglądała tak że pilnowałem jedynie kalorii i białka. Białko zawsze wysoko potem ww i tł.
Powiedzcie mi co byście na moim miejscu zrobili ? czy treningi i angażowanie się w siłownię i "dietę" ma dalej jakiś sens ?
A wiec, zaczęło się to wszystko na przełomie lipca - września 2015, kiedy przy wzroście 171 cm ważyłem ~ 80 kg. Postanowiłem wtedy zrobić coś ze sobą, padło na siłownię z uwagi na pracę zmianową i ogólnie trochę mnie zawsze tam ciągnęło. Zacząłem się odchudzać "z grubej rury" z około 2500 kcal ucinałem kalorie bardzo szybko aż do 1500 kcal ( IF ) . Efektem tego była waga ~ 59 kg dokładnie 23 grudnia 2015. Potem cóż, święta, wzrost wagi, później ogarnięcie i spadek wagi później następne święta i znów to samo. Jednak od maja 2016 do września udało mi się powrócić to wagi 59 kg czyli mojego osobistego sukcesu, czegoś co mnie podbudowywało i druga próba wejścia na "masę" . Zacząłem podbijać stopniowo kalorie, tak jak w "reserve diet" do 2400 kcal w sumie. Do tej pory wszystko szło super, zachowanie w miarę definicji, powolny wzrost wagi, wszystko fajnie pięknie. Niestety w ostatnim czasie, coraz częściej zaczynałem myśleć o jedzeniu, o tym czego przez dłuuugi czas nie jadłem a uwielbiam min. słodycze itp. Doszły do tego jakieś "stresy" w pracy i bach... dokładnie tydzień temu pękłem, cheat day ... Ciężko mi się było pozbierać psychicznie jednak zacisnąłem zęby i wróciłem następnego dnia do diety, trenować nie przestałem. Teraz, dokładnie tydzień po tym, powtórzyło się dokładnie to samo, znów pękłem. W jednym momencie straciłem poczucie własnej wartości, czuje się tak jakby wszystko to co od roku czasu mnie podbudowywało, coś co dawało mi wiarę w siebie, zmieniło mój charakter, mój wygląd poszło na marne. Po każdej porażce z samym sobą obiecuję sobie że więcej się nie zawiodę. Ale jednak przychodzi taki dzień kiedy tak się dzieje. Dziś już nie mam ochoty na to wszystko, wcześniej płakałem jak dziecko a teraz to wszystko jest mi obojętne bo wiem że nie mogę sobie już obiecać że się nie zawiodę ponieważ wiem że tak nie będzie. Widocznie się do tego sportu nie nadaję. Być może biorę to wszystko zbyt poważnie ale to właśnie mnie zmieniło jak pisałem o tym wyżej. Jak pisałem wcześniej nie mam nawet z kim o tym porozmawiać ponieważ dla moich bliskich to jest bardzo głupie że się tak w to wciągnąłem.
Moja "dieta" zawsze wyglądała tak że pilnowałem jedynie kalorii i białka. Białko zawsze wysoko potem ww i tł.
Powiedzcie mi co byście na moim miejscu zrobili ? czy treningi i angażowanie się w siłownię i "dietę" ma dalej jakiś sens ?