Witam!
To mój pierwszy temat na tym forum, ale bardzo potrzebuję pomocy osób, które mają co nieco pojęcia na temat diety przy wysiłku.
Otóż mam 19 lat, od prawie 4 choruję na anoreksję. Moja ostatnia waga (pomiar w poniedziałek rano) wynosiła 35,3 (teraz już pewnie 37 :'<). Wzrostu mam 175cm.
Od maja moja waga waha się (w zależności od motywacji do wyzdrowienia) od 34 do 38kg.
Teraz chciałam trochę przytyć, ale nie potrafię trzymać się jadłospisu.
NA dodatek mam problem z bardzo intensywnym/długotrwałym wysiłkiem fizycznym.
Może dokładniej wyjaśnię.
Przez pierwsze lata chorby potrafiłam bardzo ograniczać posiłki, czułam wstręt do jedzenia. W zeszłym roku miałam epizody bulimiczne.
Teraz już nie wymiotuję po posiłkach. A właściwie po posiłku. Mam ogromne problemy. Otóż od razu po wstaniu idę do kuchni i zaczynam jeść. Obżerać się - to chyba lepsze określenie. Zwykle pochłaniam na raz około 4000 kalorii.
Ten tydzień wyglądał u mnie tak:
PON - 4000
WT - 5000
ŚR - góra 300 kcal, bo bolał mnie brzuch
CZ - 4000
PT - 5000
Jestem cała opuchnięta, mam rozepchany żołądek, a jednocześnie jestem cały czas głodna. Przestaję jeść, kiedy kończy się jedzenie, tak pewnie wcale bym nie przestała.
Po takim objedzeniu czuję okropne wyrzuty sumienia i muszę iść poćwiczyć. Nie mam prawie w ogóle mięśni, dlatego ciężko jest mi robić cokolwiek poza chodzeniem. Więc ćwiczę nordic walking. Ale nie godzinkę, dwie. Minimum 6 godzin dziennie.
Wczoraj na przykład wyszłam z domu przed 12, a wróciłam po 23, może godzina-półtorej w sumie na jakieś przytsanki, a tak non stop chodziłam. Średnia prędkość ok. 5km/h.
I dzisiaj rano po 6 godzinach snu poszłam się napić do kuchni i miałam wrócić do łóżka, ale rzuciłam się na jedzenie. Zaraz znowu wyruszam na swój "trening".
Jestem zmęczona przede wszystkim psychicznie, bo nie daję rady dłużej z tym objadaniem. Nie mogę rozkładać posiłków. Kiedy je rozplanuję, śniadanie zjem w normie, drugie od biedy też, ale nie wytrzymuję i przed obiadem znów rzucam się na jedzenie. Czuję się najedzona (w miarę) tylko kiedy pochłonę takie ogromne ilości jedzenia na raz.
I tu moje pytanie: co może być przyczyną takich napadów głodu? Czy moje chodzenie może spalać te wszystkie kalorie?
Dlatego ten wilczy apetyt rano? Po całodziennym treningu z poprzedniego dnia?
Czy niemożliwe jest jednak spalenie ażtakiej ilość kalorii?
Czytałam, że Justyna Kowalczyk w okresie treningów zjada ponad 6000kcal, wiadomo, że jej treningi są bardziej intensywne i zresztą ona waży 30kg więcej niż ja przy tym samym wzroście, ale chyba nie trenuje też 7-9godzin dziennie jak ja, tylko krócej.
Sobota to pewnie bedzie u mnie glodowka, bo nie jestem w stanie juz nic zjesc w tym tygodniu, w niedziele moze cos przekasze.
To mój pierwszy temat na tym forum, ale bardzo potrzebuję pomocy osób, które mają co nieco pojęcia na temat diety przy wysiłku.
Otóż mam 19 lat, od prawie 4 choruję na anoreksję. Moja ostatnia waga (pomiar w poniedziałek rano) wynosiła 35,3 (teraz już pewnie 37 :'<). Wzrostu mam 175cm.
Od maja moja waga waha się (w zależności od motywacji do wyzdrowienia) od 34 do 38kg.
Teraz chciałam trochę przytyć, ale nie potrafię trzymać się jadłospisu.
NA dodatek mam problem z bardzo intensywnym/długotrwałym wysiłkiem fizycznym.
Może dokładniej wyjaśnię.
Przez pierwsze lata chorby potrafiłam bardzo ograniczać posiłki, czułam wstręt do jedzenia. W zeszłym roku miałam epizody bulimiczne.
Teraz już nie wymiotuję po posiłkach. A właściwie po posiłku. Mam ogromne problemy. Otóż od razu po wstaniu idę do kuchni i zaczynam jeść. Obżerać się - to chyba lepsze określenie. Zwykle pochłaniam na raz około 4000 kalorii.
Ten tydzień wyglądał u mnie tak:
PON - 4000
WT - 5000
ŚR - góra 300 kcal, bo bolał mnie brzuch
CZ - 4000
PT - 5000
Jestem cała opuchnięta, mam rozepchany żołądek, a jednocześnie jestem cały czas głodna. Przestaję jeść, kiedy kończy się jedzenie, tak pewnie wcale bym nie przestała.
Po takim objedzeniu czuję okropne wyrzuty sumienia i muszę iść poćwiczyć. Nie mam prawie w ogóle mięśni, dlatego ciężko jest mi robić cokolwiek poza chodzeniem. Więc ćwiczę nordic walking. Ale nie godzinkę, dwie. Minimum 6 godzin dziennie.
Wczoraj na przykład wyszłam z domu przed 12, a wróciłam po 23, może godzina-półtorej w sumie na jakieś przytsanki, a tak non stop chodziłam. Średnia prędkość ok. 5km/h.
I dzisiaj rano po 6 godzinach snu poszłam się napić do kuchni i miałam wrócić do łóżka, ale rzuciłam się na jedzenie. Zaraz znowu wyruszam na swój "trening".
Jestem zmęczona przede wszystkim psychicznie, bo nie daję rady dłużej z tym objadaniem. Nie mogę rozkładać posiłków. Kiedy je rozplanuję, śniadanie zjem w normie, drugie od biedy też, ale nie wytrzymuję i przed obiadem znów rzucam się na jedzenie. Czuję się najedzona (w miarę) tylko kiedy pochłonę takie ogromne ilości jedzenia na raz.
I tu moje pytanie: co może być przyczyną takich napadów głodu? Czy moje chodzenie może spalać te wszystkie kalorie?
Dlatego ten wilczy apetyt rano? Po całodziennym treningu z poprzedniego dnia?
Czy niemożliwe jest jednak spalenie ażtakiej ilość kalorii?
Czytałam, że Justyna Kowalczyk w okresie treningów zjada ponad 6000kcal, wiadomo, że jej treningi są bardziej intensywne i zresztą ona waży 30kg więcej niż ja przy tym samym wzroście, ale chyba nie trenuje też 7-9godzin dziennie jak ja, tylko krócej.
Sobota to pewnie bedzie u mnie glodowka, bo nie jestem w stanie juz nic zjesc w tym tygodniu, w niedziele moze cos przekasze.