Sęk w tym, że właśnie to robię. Im mniej miałem w głowie tym było lepiej. Im mniej się przejmowałem tym było lepiej. Im mniej próbowałem, pracowałem, starałem się etc. etc. A kiedy jakieś zewnętrzne problemy brały górę, bądź za dużo myślałem - problem nawracał. Końcowa faza (przed rozstaniem) jak dla mnie była pasmem porażek. I kto mi powie, że nie było to powodowane właśnie problemami zewnętrznymi albo po prostu moim zbyt dużym zaangażowaniem w "problem główny". Zamiast czerpać przyjemność z tego co się działo wracały do głowy tylko jakieś bzdety o nieudanych podejściach itp.
Cechą ludzi, który mają udane życie seksualne jest umiejętność oderwania się od problematycznego podejścia. Kiedy dzisiaj zaproponowałem mojemu koledze, (który przynajmniej z tego co dał mi do zrozumienia, nie ma tego kłopotu) naszą rozmowę do przeczytania, odpowiedział, że nie chce, ponieważ nie chce się nad tym zastanawiać nawet. No to jak to jest? Kto za każdego z nas poświadczy, że jego problem nie jest powodowany tym, że jesteśmy w nim zbyt głęboko?
Dlatego moja sugestia odnośnie całej sprawy wygląda tak a nie inaczej. Jeśli jest *jakakolwiek* szansa, że któraś z tych sugestii komuś pomoże - dlaczego to zabijać? Są rzeczy oczywiste, z którymi obaj się zgodziliśmy - i tu się nadaje porównanie do ognia. Ale skoro mamy na tyle wiedzy lub doświadczenia by wydawać jakiś osąd, to nie wiem dlaczego miałby zablokować komuś szansę na dobry efekt w przypadku kiedy podlega on relatywizacji (to odnośnie lekarzy, leków i konsultacji). Trzeba znaleźć poziom między brodzeniem w odmętach (tj. od biernego wymieniania się opiniami) a ślepą wiarą, szczególnie w tym przypadku, kiedy problem nie dotyczy czysto praktycznej kwestii jak np. rozwój mięśni :P
Cechą ludzi, który mają udane życie seksualne jest umiejętność oderwania się od problematycznego podejścia. Kiedy dzisiaj zaproponowałem mojemu koledze, (który przynajmniej z tego co dał mi do zrozumienia, nie ma tego kłopotu) naszą rozmowę do przeczytania, odpowiedział, że nie chce, ponieważ nie chce się nad tym zastanawiać nawet. No to jak to jest? Kto za każdego z nas poświadczy, że jego problem nie jest powodowany tym, że jesteśmy w nim zbyt głęboko?
Dlatego moja sugestia odnośnie całej sprawy wygląda tak a nie inaczej. Jeśli jest *jakakolwiek* szansa, że któraś z tych sugestii komuś pomoże - dlaczego to zabijać? Są rzeczy oczywiste, z którymi obaj się zgodziliśmy - i tu się nadaje porównanie do ognia. Ale skoro mamy na tyle wiedzy lub doświadczenia by wydawać jakiś osąd, to nie wiem dlaczego miałby zablokować komuś szansę na dobry efekt w przypadku kiedy podlega on relatywizacji (to odnośnie lekarzy, leków i konsultacji). Trzeba znaleźć poziom między brodzeniem w odmętach (tj. od biernego wymieniania się opiniami) a ślepą wiarą, szczególnie w tym przypadku, kiedy problem nie dotyczy czysto praktycznej kwestii jak np. rozwój mięśni :P