Witam.
Próbuje schudnąć jedak ostatnio mi to wcale nie idze. Redukcje zacząłem w listopadzie 2012. Ważyłem wtedy 83 kg. Z przerwami schudłem do kwietnia 2014 do 68 kg. Jednak gdzieś tak mniej więcej od świąt wielkanocnych mam ogromne problemy z objadaniem sie. Obecnie waże już 77 kg. Jem (a raczej próbuje) ok 2200 - 2300 kcal dziennie. I wytrzymuje zaledwie pare dni po czym rzucam sie na słodycze, kiełbase, tłuste jedzenie (ogólnie to czego na redukcji nie powinno sie jeść). Dzieje sie tak dlatego bo kiedy obcinam kalorie to mam bóle głowy, jestem osłabiony, zamulony. Mam problemy z koncentracją, nie moge sie skupić na tym co robie, staje sie aspołeczny, z nikim nie chce mi sie rozmawiać. I tak prawie cała moja redukcja wzieła już w łeb... Co na to poradzić. Dawniej też tak miałem ale jakoś wytrzymywałem. Teraz jednak czuje że mam już tego dość. I tak pare dni zdowego odżywiania by po paru dniach opchać sie śmieciami dla chwilowej ulgi i tak już ok 2 miesiące. A później żal. Sam już nie wiem czy mam dalej sie męczyć z tym odchudzaniem czy dać sobie spokój i tyć ile wlezie?
Dla eksperymentu na początku czerwca jadłem więcej bo około 2700 - 2900 kcal i samopoczucie było bardzo dobre, w ogóle nie chciało mi sie słodyczy itp niezdrowego żarcia. Jednak przez dwa tygodnie przytyłem 2 kg. Gdzie tu sens? Co robić? Wkurzyłem sie i przez pare dni obżerałem sie słodyczami. Kolejne 3 kg w góre. Ostatnio próbowałem to ogarnąć, jednak dzisiaj znowu nie wytrzymałem. Te bóle głowy to są takie naprade ostre, zarzynające i towarzyszy im otępienie. Jak np. czytam książke to nic z niej nie rozumiem. Jak oglądam np mecz w tv tak samo nic nie kojarzę. Np wczoraj komentatorzy sie podniecali meczem Niemcy - Ghana a ja siedziałem przed TV i nie wiem co sie dzieje. Zapamiętałem tylko wynik a z gry nic.
Co radzicie w takiej sytuacji? Czy jestem skazany na to by być otyłym? Bo nawet jak mam bilans kaloryczny na 0 to i tak tyje, a jak obcinam to nie mam życia. Dawniej z tym wytrzymywałem jednak teraz za nic nie daje rady.
Próbuje schudnąć jedak ostatnio mi to wcale nie idze. Redukcje zacząłem w listopadzie 2012. Ważyłem wtedy 83 kg. Z przerwami schudłem do kwietnia 2014 do 68 kg. Jednak gdzieś tak mniej więcej od świąt wielkanocnych mam ogromne problemy z objadaniem sie. Obecnie waże już 77 kg. Jem (a raczej próbuje) ok 2200 - 2300 kcal dziennie. I wytrzymuje zaledwie pare dni po czym rzucam sie na słodycze, kiełbase, tłuste jedzenie (ogólnie to czego na redukcji nie powinno sie jeść). Dzieje sie tak dlatego bo kiedy obcinam kalorie to mam bóle głowy, jestem osłabiony, zamulony. Mam problemy z koncentracją, nie moge sie skupić na tym co robie, staje sie aspołeczny, z nikim nie chce mi sie rozmawiać. I tak prawie cała moja redukcja wzieła już w łeb... Co na to poradzić. Dawniej też tak miałem ale jakoś wytrzymywałem. Teraz jednak czuje że mam już tego dość. I tak pare dni zdowego odżywiania by po paru dniach opchać sie śmieciami dla chwilowej ulgi i tak już ok 2 miesiące. A później żal. Sam już nie wiem czy mam dalej sie męczyć z tym odchudzaniem czy dać sobie spokój i tyć ile wlezie?
Dla eksperymentu na początku czerwca jadłem więcej bo około 2700 - 2900 kcal i samopoczucie było bardzo dobre, w ogóle nie chciało mi sie słodyczy itp niezdrowego żarcia. Jednak przez dwa tygodnie przytyłem 2 kg. Gdzie tu sens? Co robić? Wkurzyłem sie i przez pare dni obżerałem sie słodyczami. Kolejne 3 kg w góre. Ostatnio próbowałem to ogarnąć, jednak dzisiaj znowu nie wytrzymałem. Te bóle głowy to są takie naprade ostre, zarzynające i towarzyszy im otępienie. Jak np. czytam książke to nic z niej nie rozumiem. Jak oglądam np mecz w tv tak samo nic nie kojarzę. Np wczoraj komentatorzy sie podniecali meczem Niemcy - Ghana a ja siedziałem przed TV i nie wiem co sie dzieje. Zapamiętałem tylko wynik a z gry nic.
Co radzicie w takiej sytuacji? Czy jestem skazany na to by być otyłym? Bo nawet jak mam bilans kaloryczny na 0 to i tak tyje, a jak obcinam to nie mam życia. Dawniej z tym wytrzymywałem jednak teraz za nic nie daje rady.