Witam. Jestem na redukcji. Moje zapotrzebowanie z uwzglednieniem 70min treningu silowego 3x tyg to 2520. Zjadam okolo 2280 codziennie, a w weekendy mam ladowanie weglami - robie tak bo ktoś mi tak podpowiedzial ze mam robic zebym sie nie czuł źle na diecie nisko ww. Dieta jest nisko ww bo jak zjem dużo wegli to czuje sie ociezaly i czasem mam takie "zjazdy", łapie mnie osłabienie jakby cukier za nisko spadał. Makro: białko okolo 210, T 80, WW 145. Jak widać nie za dużo węgli. Waga poczatkowo spadla ze 2 kg, z pasa zeszlo troszeczke i fajnie widzialem szybkie efekty ale mam wrazenie ze stanęło wszystko w miejscu, moze dlatego ze na poczatku diety mialem mega motywacje do treningow i cwiczylem praktycznie 5 - 6 razy w tygodniu. Teraz troche odpuscilem bo nie jestem w stanie tak jechac przez dluzszy czas. Chce troche bardziej sie podsuszyć i zastanawia mnie taka opcja zeby w dni treningowe jesc ten 1 posilek wiecej i dostardczyc wiecej kcal a w nietr jesc mniej.... ogolnie jestem bardzo poczatkujacy z dietą i jestem na niej 2 miesiące. co sądzicie o takim rozwiązaniu?? sprawdza się takie cos czy nie warto sie w to bawić i jest to zbedne zawracanie sobie glowy i utrudnianie zycia ? :) Czy lepiej obciac od codziennego spozycia jeszcze ze 100kcal i patrzec co sie bd działo? Jeśłi tak to co ciąć? WW jest juz mało więc chyba nie... ? Proszę podpowiedzcie...
;)