Od dawna wiadomo, że nic tak dobrze jak seks nie pomaga w spalaniu kalorii. Okazuje się jednak, że nasilona aktywność seksualna - zwłaszcza kiedy figle kończą się orgazmem - może przyczyniać się do… tycia.Do takich właśnie wniosków doszedł Ritesh Menezes z Kasturba Medical College w Mangalore. Jego zdaniem wszystkiemu winna jest prolaktyna - hormon płciowy którego poziom wzrasta po akcie seksualnym.
Jej chronicznie podwyższony poziom we krwi wiąże się z tendencją do tycia. Na tej podstawie uczony wysnuł wniosek, że im częściej baraszkujemy w sypialni, tym większe niebezpieczeństwo, że przybędzie nam kilka kilogramów.
Na szczęście zupełnie innego zdania jest odkrywca zjawiska wzrostu stężenia PRL po stosunku, Stuart Brody. Uważa on - a potwierdził to swego czasu eksperymentem przeprowadzonym na 120 wolontariuszkach - że kobiety, które częściej uprawiają seks są szczuplejsze od pozostałych.
Taka rozbieżność pomiędzy opiniami naukowców trochę nas niepokoi.
A przecież obie teorie spokojnie można ze sobą połączyć. Naszym zdaniem wszystko zależy nie od tego jak często uprawiamy seks, ale w jaki sposób.
I tak - ci, którzy w łóżku przybierają postawę pasywną, a także wszelkiej maści zwolennicy działań autoerotycznych - tyją. A ci, którzy seks traktują jak rodzaj sportu ekstremalnego - chudną. I tyle.
Tak więc, lepiej dmuchać na zimne : odchudzasz się - nie ruchaj!

pzdr/
TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]