Państwo drogie, od jakiegoś czasu zmagałem się z objawami wymienionych w temacie okrucieństw i nie tylko, które nie pozwalały mi żyć normalnie. Dieta oparta o Fodmap, probiotyki, enzymy trawienne, tona środków na biegunkę, liczenie zasranych kcal, omijanie kawy(a uwielbiam), dodatkowo bf 25% około i bęben napompowany do oporu, i pomimo środków abstrakcyjnych na spalanie(Dmaa, Joszka, Clen małe dawki, GW), i całego treningu, to gdzieś zatrzymałem się w miejscu, walcząc z symptomami chorobowymi. Pracuje w bardzo cichym biurze, a tu przelewanie i burczenie jelit no lipa w hoooy, extra niekomfortowo! Myślę co robić, logika...przestań jeść! Głodówka, ale od tak dawna buduje ciało, a te wszystkie opowieści o znikających mięśniach, o chomikach co jedzą więcej niż ci z niewielką ilością kcal, zwłaszcza tu na SFD! Myślę p******ić to, wchodzę na IF 20/4. Leci mój 8my tydzień tak, i co się dzieje, ano dzieje się. Jadło opiera się o produkty low Fodmap, choć powoli pozwalam sobie na więcej, 16/17 godzina, pierwszy posiłek, mięso z 400gram(wszytko smażone na oliwie albo pieczone, owca, wolowe, drób, świnia, ryba morska zazwyczaj tłusta, na zmianę każdego dnia)kiszonki, porcja warzyw, wyciskany sok owocowy, ziemniak/ryż choć nie zawsze. Potem drugi posiłek prawie codziennie to samo, owsiane płatki, kokos, jagody, truskawki, winogrona, maple syrup, nasiona chia, propolis, masło orzechowe z migdałów-nerkowcow-fistaszkow zawsze zmieniam, po jakimś czasie hydrolizowane białko (jedyne bez negatywnych efektów dla mnie) z dwoma łyżkami kakao na mleku roślinnym. Do tego idzie cała masa przypraw nieostrych, adaptogeny, hydrolizowane peptydy collagenu gdzieś znajdę opcje i wypije, Eaa tak samo, plus dwa potężne łyki oleju z pestek dyni, konopnego albo orzechów włoskich, oczywiście jakieś tam suplementy, galaretka na podwieczorek jako ostatni posiłek. W weekendy wolne od pracy zaczynam jeść o 12/13 i siada jajecznica z grzybami i boczkiem, albo twaróg z czymś, jedyna zmienna. Licząc to, nigdy nie przekroczyłem. 1800kcl, nigdy! Trening 3-5 razy w tygodniu, na treningu jestem bez telefonu i nie zamienię zdania z nikim, idę walczyć najmocniej jak mogę!. Jaki efekt tego wszystkiego, od 3 tygodni, brak biegunek, żadnych efektów negatywnych, żadnego burczenia, Faken kawę zacząłem pić, dwa espresso dziennie i nic! Bf może 18%, żadnego wzdetego brzucha, siła i wytrzymałość elegancko, żadnego spadku objętości mięśni a powiedziałbym że jest na plus, ale poczekam z tym parę miesięcy. Jestem niesamowicie zadowolony, uwolniłem się z tego obłędu i ruszyłem z miejsca, po raz pierwszy od 16 lat chyba widzę kratę na brzuchu i taka ilość mięśni na sobie(co oczywiście wynika z utraty tłuszczu). Piorunujący efekt ma głodówka, dieta również oraz aktywność, i chyba zawsze będę przeciwnikiem wpychania w siebie ,,kromek z serkiem wiejskim,, bo kalkulator pokazał że zjadłeś za mało. Polecam dla tych co cierpią to samo.
2
Umysł...duch i ciało.