Witam.
Może napiszę po kolei bo inaczej wszystko pomieszam. Odchudzanie zacząłem w listopadzie 2012 kiedy ważyłem 83 kg przy 175 cm wzrostu. Polegało to na porzuceniu słodyczy, fastfoodów oraz wprowadzeniu aktywności fizycznej takiej jak jazda rowerem, bieganie i ćwiczenia fizyczne w domu. Na siłowni nigdy jeszcze nie byłem nawet do dzisiaj. Jadłem niezbyt zdrowo bo to co było w domu, a mieszkam z rodzicami, tyle że odstawiłem słodkie. A oni nie odżywiają się zbyt zdrowo: głównie gotowe wędliny, biały chleb, frytki, samożone potrawy, mało pieczonych, a jak zupy to z torebki.
Z drobnymi przerwami w ćwiczeniach i diecie do marca tego roku osiągnąłem 68 kg i to był mój szczyt. Zapomniałem napisać że z czasem w miare możliwości zacząłem jedzenie kupować sam mimo że nie miałem stałej pracy i odżywiałem się coraz bardziej zdrowo. No ale pod koniec marca, po niemal 3 miesięcznej przerwie od słodkiego (od świąt) spróbowałem ciasta. A nawet obżarłem sie nim. Od tamtej pory coś mi sie posypało z psychiką. Co tydzień miałem jakieś załamanie że objadałem sie słodyczami niemiłosiernie. Później coraz częściej, bywało że po kilka dni z rzędu. Najdłużej na zdrowej diecie już po wielkanocy udawało mi sie wytrzymać 3 tygodnie, po czym obżerałem sie i tyłem.
Pamiętam że w lipcu ważyłem już 72 kg. Obecnie, jak wytrzymam kilka dni bez obżerania to waże 76 - 77 kg.
Tego lata całkowicie porzuciłem jedzenie rodziców a odżywiałem sie wyłącznie z własnej kieszeni, dzięki czemu jadłem tak zdrowo jak chciałem (oczywiście kiedy nie miałem doła i nie jadłem śmieci). A czym sie żywiłem? To tak: mięso drobiowe (głównie udka i filety z kury) ale czasem też kaczka lub indyk, jaja, twarogi, serki wiejskie, jogurty naturalne, pestki, orzechy, płatki owsiane, ryż, kasze gryczana, jaglana, jęczmienna i pęczak, ziemniaki, pieczywo razowe, owoce i warzywa. Straciłem na to mase pieniędzy a że zarabiam słabo to prawie cała kasa szła na moją diete i sprzęt kuchenny, bo kilka rzeczy musiałem kupić. I teraz żałuję tych wydanych pieniędzy, bo tyle rzeczy mógłbym za nie kupić które bym widział, a nie wszystko na szame.... Dzisiaj nawet objadłem sie ciastkami po dwóch dniach przerwy, bo nie moge już patrzeć na to moje dietetyczne jedzenie. Mam tego dość i chce jeść wszystko jak dawniej. I nie jest to problem kcal bo jem ok 2200 - 2400 dziennie.
Co mnie jeszcze dobija to to, że najlepsza pora roku na treningi już minęła. Teraz jest tak zimno że kompletnie nic mi sie nei chce. Jak wyszedłem na rower to zaraz wróciłem, bo nie miałem motywacji. Miałem całe lato i je zmarnowałem przez własną głupotę...
Ale najgorsze jest coś innego. Przez zmiane stylu życia na zdrowy, straciłem znajomych. Przestałem z nimi wychodzić na spotkania, bo wiadomo alkohol, niezdrowe przekąski. Ciągle odmawiałem. Dzisiaj jestem sam jak palec. Jak sie ogarne i odżwyiam przez kilka dni zdrowo to przypominam sobie co straciłem i jem. Mam 24 lata i czuje sie jak bym te niecałe ćwierć wieku zmarnował. Czasem sobie nawet myśle że nawp****** sie słodyczy i zdechne, bo na nic nie zasługuje. Ludzie w pracy piją kawe ze śmietanką i cukrem a ja wode. Jedzą drożdżówki czy zamawiają pizze i kebaby a ja jem z pudełka. Dziwnie na mnie patrzą, i słyszałem teksty że ja nie jestem "swój".
Mam już tego dość. Wiem że jak skończe z dietą i treningami to może być ze mną nie ciekawie. Już tyle razy sobie obiecywałem że będzie dobrze, że to był ostatni taki wyskok, że wszystko da sie odkręcić i moge wyglądać tak jak chce że w moim życiu to ja i zdrowie jestem najważniejszy że już sam sobie nie ufam. Po prostu nie ufam że mnie stać by wrócić choćby do tych 68 kg i w miare dobrze wyglądać... Ktoś sobie pomyśli że 68 kg to za mało. Ale nadal miałem sporo tłuszczu na brzuchu. Ręce chude, twarz też, ale gruby brzuch i uda. A teraz nie moge patrzeć na siebie bo twarz mam jakąś taką "nabitą" tłuszczem. Czasami jak sie najem to aż mnie plecy bolą w dolnej bocznej części, chyba nerki albo jelita. Rozwalam swój organizm niestety. Tłuszcze trans też sie odkładają, cukier robi swoje, skracam sobie życie mimo że całą kase wydaje na zdrowe jedzenie.
Słodyczy nie kupuje. One są w domu. Jak tylko sie skończą to są uzupełniane. Rodzice nie chcą z nich rezygnować bo lubią, a ja "nie musze jeść jak mi nie pasuje" Tylko że nie potrafie już sie pochamować. W tamtym roku przez 7 miesięcy ich nie jadłem a teraz 7 dni to dla mnie wyzwanie nie do osiągnięcia.
Albo jeszcze - jak przez pare dni odżywiam sie zdrowo to uświadamiam sobie że niedługo święta i moje starania pójdą na marne i łapie za ciastka. No po prostu sobie ciągle wkręcam negatywne rzeczy. Kiedyś było całkiem inaczej. Boli mnie ta moja inność i samotność. Na święta przyjedzie sąsiad z Anglii (spasiony mcdonaldsem swoją drogą, widziałem jego ostatnie zdjęcia) i na pewno będzie chciał ze mną "coś" wypić, przy świątecznych przysmakach. I moja dieta i moje treningi pójdą w piz**.
I tu pytanie do was, co mam zrobić, bo sobie już nie radze ze swoim problemem. Czuje sie przegrany. Nie mam nic, pieniędzy, znajomych ani wyglądu jaki chciałem mieć. Mogłem już mieć własne auto, nowe meble a nie mam nic bo dieta. Tylko co z tej diety... Mogłem mieć smukłą sylwetkę, taką o jakiej marzyłęm. Spodnie które kupiłem wiosną są teraz za ciasne.
Czy wy też myślicie że ja sie po prostu do tego nie nadaje? Lepiej być szczęsliwym grubaskiem i żyć krótko?
Może napiszę po kolei bo inaczej wszystko pomieszam. Odchudzanie zacząłem w listopadzie 2012 kiedy ważyłem 83 kg przy 175 cm wzrostu. Polegało to na porzuceniu słodyczy, fastfoodów oraz wprowadzeniu aktywności fizycznej takiej jak jazda rowerem, bieganie i ćwiczenia fizyczne w domu. Na siłowni nigdy jeszcze nie byłem nawet do dzisiaj. Jadłem niezbyt zdrowo bo to co było w domu, a mieszkam z rodzicami, tyle że odstawiłem słodkie. A oni nie odżywiają się zbyt zdrowo: głównie gotowe wędliny, biały chleb, frytki, samożone potrawy, mało pieczonych, a jak zupy to z torebki.
Z drobnymi przerwami w ćwiczeniach i diecie do marca tego roku osiągnąłem 68 kg i to był mój szczyt. Zapomniałem napisać że z czasem w miare możliwości zacząłem jedzenie kupować sam mimo że nie miałem stałej pracy i odżywiałem się coraz bardziej zdrowo. No ale pod koniec marca, po niemal 3 miesięcznej przerwie od słodkiego (od świąt) spróbowałem ciasta. A nawet obżarłem sie nim. Od tamtej pory coś mi sie posypało z psychiką. Co tydzień miałem jakieś załamanie że objadałem sie słodyczami niemiłosiernie. Później coraz częściej, bywało że po kilka dni z rzędu. Najdłużej na zdrowej diecie już po wielkanocy udawało mi sie wytrzymać 3 tygodnie, po czym obżerałem sie i tyłem.
Pamiętam że w lipcu ważyłem już 72 kg. Obecnie, jak wytrzymam kilka dni bez obżerania to waże 76 - 77 kg.
Tego lata całkowicie porzuciłem jedzenie rodziców a odżywiałem sie wyłącznie z własnej kieszeni, dzięki czemu jadłem tak zdrowo jak chciałem (oczywiście kiedy nie miałem doła i nie jadłem śmieci). A czym sie żywiłem? To tak: mięso drobiowe (głównie udka i filety z kury) ale czasem też kaczka lub indyk, jaja, twarogi, serki wiejskie, jogurty naturalne, pestki, orzechy, płatki owsiane, ryż, kasze gryczana, jaglana, jęczmienna i pęczak, ziemniaki, pieczywo razowe, owoce i warzywa. Straciłem na to mase pieniędzy a że zarabiam słabo to prawie cała kasa szła na moją diete i sprzęt kuchenny, bo kilka rzeczy musiałem kupić. I teraz żałuję tych wydanych pieniędzy, bo tyle rzeczy mógłbym za nie kupić które bym widział, a nie wszystko na szame.... Dzisiaj nawet objadłem sie ciastkami po dwóch dniach przerwy, bo nie moge już patrzeć na to moje dietetyczne jedzenie. Mam tego dość i chce jeść wszystko jak dawniej. I nie jest to problem kcal bo jem ok 2200 - 2400 dziennie.
Co mnie jeszcze dobija to to, że najlepsza pora roku na treningi już minęła. Teraz jest tak zimno że kompletnie nic mi sie nei chce. Jak wyszedłem na rower to zaraz wróciłem, bo nie miałem motywacji. Miałem całe lato i je zmarnowałem przez własną głupotę...
Ale najgorsze jest coś innego. Przez zmiane stylu życia na zdrowy, straciłem znajomych. Przestałem z nimi wychodzić na spotkania, bo wiadomo alkohol, niezdrowe przekąski. Ciągle odmawiałem. Dzisiaj jestem sam jak palec. Jak sie ogarne i odżwyiam przez kilka dni zdrowo to przypominam sobie co straciłem i jem. Mam 24 lata i czuje sie jak bym te niecałe ćwierć wieku zmarnował. Czasem sobie nawet myśle że nawp****** sie słodyczy i zdechne, bo na nic nie zasługuje. Ludzie w pracy piją kawe ze śmietanką i cukrem a ja wode. Jedzą drożdżówki czy zamawiają pizze i kebaby a ja jem z pudełka. Dziwnie na mnie patrzą, i słyszałem teksty że ja nie jestem "swój".
Mam już tego dość. Wiem że jak skończe z dietą i treningami to może być ze mną nie ciekawie. Już tyle razy sobie obiecywałem że będzie dobrze, że to był ostatni taki wyskok, że wszystko da sie odkręcić i moge wyglądać tak jak chce że w moim życiu to ja i zdrowie jestem najważniejszy że już sam sobie nie ufam. Po prostu nie ufam że mnie stać by wrócić choćby do tych 68 kg i w miare dobrze wyglądać... Ktoś sobie pomyśli że 68 kg to za mało. Ale nadal miałem sporo tłuszczu na brzuchu. Ręce chude, twarz też, ale gruby brzuch i uda. A teraz nie moge patrzeć na siebie bo twarz mam jakąś taką "nabitą" tłuszczem. Czasami jak sie najem to aż mnie plecy bolą w dolnej bocznej części, chyba nerki albo jelita. Rozwalam swój organizm niestety. Tłuszcze trans też sie odkładają, cukier robi swoje, skracam sobie życie mimo że całą kase wydaje na zdrowe jedzenie.
Słodyczy nie kupuje. One są w domu. Jak tylko sie skończą to są uzupełniane. Rodzice nie chcą z nich rezygnować bo lubią, a ja "nie musze jeść jak mi nie pasuje" Tylko że nie potrafie już sie pochamować. W tamtym roku przez 7 miesięcy ich nie jadłem a teraz 7 dni to dla mnie wyzwanie nie do osiągnięcia.
Albo jeszcze - jak przez pare dni odżywiam sie zdrowo to uświadamiam sobie że niedługo święta i moje starania pójdą na marne i łapie za ciastka. No po prostu sobie ciągle wkręcam negatywne rzeczy. Kiedyś było całkiem inaczej. Boli mnie ta moja inność i samotność. Na święta przyjedzie sąsiad z Anglii (spasiony mcdonaldsem swoją drogą, widziałem jego ostatnie zdjęcia) i na pewno będzie chciał ze mną "coś" wypić, przy świątecznych przysmakach. I moja dieta i moje treningi pójdą w piz**.
I tu pytanie do was, co mam zrobić, bo sobie już nie radze ze swoim problemem. Czuje sie przegrany. Nie mam nic, pieniędzy, znajomych ani wyglądu jaki chciałem mieć. Mogłem już mieć własne auto, nowe meble a nie mam nic bo dieta. Tylko co z tej diety... Mogłem mieć smukłą sylwetkę, taką o jakiej marzyłęm. Spodnie które kupiłem wiosną są teraz za ciasne.
Czy wy też myślicie że ja sie po prostu do tego nie nadaje? Lepiej być szczęsliwym grubaskiem i żyć krótko?
1