Byka nadał mi King
Rozmowa z TOMASZEM "Bykiem" BONINEM zawodowym mistrzem świata w wadze ciężkiej wersji IBC
Tomasz Bonin ma 33 lata, w boksie zawodowym stoczył 33 walki, z których 32 wygrał i jedna przegrał. Ma żonę i trójkę dzieci (fot. Krzysztof Zawicki)
- Jak zaczęła się pana przygoda z boksem
- Zupełnie przypadkowo. Miałem trochę czasu i kolega zaprowadził mnie na trening. Akurat zawodnicy między sobą przeprowadzali sparingi. Trener mnie zobaczył i spytał skąd jestem. Odpowiedziałem, że z sąsiedniej wsi. "No to pewnie bić się umiesz" odparł i zaproponował walkę. Nie miałem nawet trampek, ale mi pożyczył. Dostałem boksera mojej postury, ale szybko go zbiłem. W chwilę później za przeciwnika miałem drugiego zawodnika, znacznie niższego. Pomyślałem, że łatwo sobie z nim poradzę. Bardzo się pomyliłem i zostałem przez niego obity. Strasznie rozbił mi nos. Zawziąłem się i postanowiłem rozpocząć treningi. Później chciałem mu się zrewanżować, ale on przestał ćwiczyć i do tej pory szukam go po Polsce.
- Czy jako młody człowiek lubił pan się bić z kolegami?
- Bardzo często używałem pięści w szkole i na podwórku. Było to w wieku 12-15 lat. Wiadomo, jak to u małolatów. Zawsze były bójki o piłkę, czy o to, kto będzie strzelał karnego. W ogóle biliśmy się o wszystko.
- W końcu trafił pan na prawdziwy ring...
- To była dobra szkoła boksu. Stoczyłem ponad sto amatorskich walk ligowych. Szkoda, że w Polsce nie ma już regularnych rozgrywek. Dla mnie było do znakomite przetarcie przed boksem zawodowym. Nabyłem niezbędnego doświadczenia.
- Czy pamięta pan swoją pierwszą zawodową walkę?
- Był to pojedynek o międzynarodowy tytuł mistrza Polski. Było to po trzech miesiącach zawodowego treningu. Walczyłem z Niemcem Szmidtem. Byłem bardzo przejęty, gdyż miałem bić się przez 10 rund. Przedtem tyle nigdy nie walczyłem. Jednak przygotowany byłem solidnie i wygrałem. Na pamiątkę nagrałem sobie tę walkę na wideo.
-W 2005 i 2006 r. wywalczył pan tytuły mistrza świata w wersji IBC. 24 lutego w Głogowie będzie pan bronić złotego pasa bijąc się z Włochem Paulo Fererro. Jest pan w stanie wygrać tę walkę?
- Nie mam innego wyjścia. Chcę zadowolić kibiców i wszystkich, którzy na mnie liczą. Znam włoski boks. Wiele razy miałem sparingi z włoskimi bokserami. Są to zawodnicy niewygodni. Walcząc z Ferrero muszę mieć szybką rękę. Mój trener na pewno pomoże mi go odszyfrować.
- Jakie ma pan cele sportowe. Wersja IBC nie należy do popularnych w świecie...
- Moim głównym celem jest zarobić dużo pieniędzy Jeżeli chodzi o cele sportowe, to mam menadżerów, którzy kierują moją karierą. Oni wyszukują mi przeciwników. Wiekowo jestem dojrzałym bokserem i liczę, że za jakiś czas bezpiecznie zakończę karierę. Oczywiście chciałbym powalczyć o pas bardziej prestiżowej federacji, jak choćby WBC.
- Dorobił się pan na boksie?
- Na pewno jestem bogaty życiowo. Nie wywyższam się, a boks pozwala mi żyć na odpowiednim poziomie. Cieszę się, że nie muszę chodzić do pracy na 7.00 rano. Uważam jednak, że treningi są cięższe niż praca. Po prostu lubię to robić.
- A skąd wziął się przydomek "Byk"?
- Nadał mi go na Florydzie słynny Don King. Przed jakąś walką, ze względów marketingowych musiał mi wymyślić ksywkę. Klepnął mnie po ramieniu i spytał "Jak się czuje nasz byk?" i tak zostało.
- Dziękuję.
źródło: Gazeta Lubuska
Rozmowa z TOMASZEM "Bykiem" BONINEM zawodowym mistrzem świata w wadze ciężkiej wersji IBC
Tomasz Bonin ma 33 lata, w boksie zawodowym stoczył 33 walki, z których 32 wygrał i jedna przegrał. Ma żonę i trójkę dzieci (fot. Krzysztof Zawicki)
- Jak zaczęła się pana przygoda z boksem
- Zupełnie przypadkowo. Miałem trochę czasu i kolega zaprowadził mnie na trening. Akurat zawodnicy między sobą przeprowadzali sparingi. Trener mnie zobaczył i spytał skąd jestem. Odpowiedziałem, że z sąsiedniej wsi. "No to pewnie bić się umiesz" odparł i zaproponował walkę. Nie miałem nawet trampek, ale mi pożyczył. Dostałem boksera mojej postury, ale szybko go zbiłem. W chwilę później za przeciwnika miałem drugiego zawodnika, znacznie niższego. Pomyślałem, że łatwo sobie z nim poradzę. Bardzo się pomyliłem i zostałem przez niego obity. Strasznie rozbił mi nos. Zawziąłem się i postanowiłem rozpocząć treningi. Później chciałem mu się zrewanżować, ale on przestał ćwiczyć i do tej pory szukam go po Polsce.
- Czy jako młody człowiek lubił pan się bić z kolegami?
- Bardzo często używałem pięści w szkole i na podwórku. Było to w wieku 12-15 lat. Wiadomo, jak to u małolatów. Zawsze były bójki o piłkę, czy o to, kto będzie strzelał karnego. W ogóle biliśmy się o wszystko.
- W końcu trafił pan na prawdziwy ring...
- To była dobra szkoła boksu. Stoczyłem ponad sto amatorskich walk ligowych. Szkoda, że w Polsce nie ma już regularnych rozgrywek. Dla mnie było do znakomite przetarcie przed boksem zawodowym. Nabyłem niezbędnego doświadczenia.
- Czy pamięta pan swoją pierwszą zawodową walkę?
- Był to pojedynek o międzynarodowy tytuł mistrza Polski. Było to po trzech miesiącach zawodowego treningu. Walczyłem z Niemcem Szmidtem. Byłem bardzo przejęty, gdyż miałem bić się przez 10 rund. Przedtem tyle nigdy nie walczyłem. Jednak przygotowany byłem solidnie i wygrałem. Na pamiątkę nagrałem sobie tę walkę na wideo.
-W 2005 i 2006 r. wywalczył pan tytuły mistrza świata w wersji IBC. 24 lutego w Głogowie będzie pan bronić złotego pasa bijąc się z Włochem Paulo Fererro. Jest pan w stanie wygrać tę walkę?
- Nie mam innego wyjścia. Chcę zadowolić kibiców i wszystkich, którzy na mnie liczą. Znam włoski boks. Wiele razy miałem sparingi z włoskimi bokserami. Są to zawodnicy niewygodni. Walcząc z Ferrero muszę mieć szybką rękę. Mój trener na pewno pomoże mi go odszyfrować.
- Jakie ma pan cele sportowe. Wersja IBC nie należy do popularnych w świecie...
- Moim głównym celem jest zarobić dużo pieniędzy Jeżeli chodzi o cele sportowe, to mam menadżerów, którzy kierują moją karierą. Oni wyszukują mi przeciwników. Wiekowo jestem dojrzałym bokserem i liczę, że za jakiś czas bezpiecznie zakończę karierę. Oczywiście chciałbym powalczyć o pas bardziej prestiżowej federacji, jak choćby WBC.
- Dorobił się pan na boksie?
- Na pewno jestem bogaty życiowo. Nie wywyższam się, a boks pozwala mi żyć na odpowiednim poziomie. Cieszę się, że nie muszę chodzić do pracy na 7.00 rano. Uważam jednak, że treningi są cięższe niż praca. Po prostu lubię to robić.
- A skąd wziął się przydomek "Byk"?
- Nadał mi go na Florydzie słynny Don King. Przed jakąś walką, ze względów marketingowych musiał mi wymyślić ksywkę. Klepnął mnie po ramieniu i spytał "Jak się czuje nasz byk?" i tak zostało.
- Dziękuję.
źródło: Gazeta Lubuska