Mam 43 lata i obojczyk złamałem 12 marca spadając z roweru. Zderzyłem się z naszą dramatyczną publiczną służbą zdrowia i opiszę moje dośwadczenia a kto będzie chciał to skorzysta.
Zacząłem od pogotowia (Trauguta we Wrocławiu). Tam zeszło 4 godziny. Prześwietlenie i diagnoza, złamanie z przemieszceniem. Skierowanie do szpitala na leczenie operacyjne. I jeszcze zaopatrzenie w chustę trójkątną. Pojechałem do szpitala do Trzebnicy (ręce, nogi przyszywają więc powinno być ok). Lekarz dyżurny powiedział, że już za późno i żebym przyszedł na drugi dzień, ale wg niego to nie jest do operacji. Przyjechałem z rana na drugi dzień. Zrobili zdjęcie i powiedzieli że nie do operacji. Że zrośnie się samo i będzie bardzo dobrze. Ja zdziwiony, że przecież jestem krzywy, na zdjęciu kość zachodzi na kość, i jak toto ma się niby dobrze zrosnąć ??? Atmosfera była nieprzyjemna padły zdania „jak Pan wie lepiej, to niech Pan się leczy Pan”, „na wuja Panu ta operacja”… cóż pacjent ma słuchać potulnie, nie zadawać pytań i spadać do domu. Niestety wiem że lekarze są rózni, jak ludzie w każdym zawodzie i nie potrafię tak ślepo zufać. Tym bardziej że widzę że obojczyk krzywy, ja pogarbiony, na RTG bałagan, nic nie jest w osi, wszystko boli, jak to ma się do cholery zrosnąć żeby było dobrze! Może od tego żeby siedzieć garbatym przed TV wystarczy, ale pomimo tego że mam już trochę lat, to chciałbym w życiu jeszcze się trochę poruszać. Dali mi ósemkę i odesłali do domu. Ta ósemka to skaranie boskie. Wrzyna się toto pod pachy, ręce drętwieją i oczywiście stabilizacja prawie żadna – boli wszystko.
Poczytałem trochę w internecie. Między innymi ten wątek. Ze zdumieniem stwierdziłem że większość ludzi jest leczona operacyjnie. Zacząłem wątpić. Ale gdzieś na internecie wyczytałem że w przypadku sportowców operacja to oczywistość. To mnie przekonało. No nic, zadzwoniłem do ortopedy, który kiedyś szył mi achillesy a teraz ma klinikę ortopedyczną na Ślężnej – wiedziałem że jest specem od kolan, ale pewnie i na obojczykach się zna. Przyjął mnie tego samego dnia – prywatnie oczywiście i wyjaśnił o co chodzi. Taki złamany obojczyk jest często na granicy. Dobrze było by zoperować, ale i bez tego pacjent żyć będzie i nic wielkiego mu się nie stanie. Więc jak szpital ma możliwości to robi. Jak nie, to nie. Limity wolą zachować na poważniejsze rzeczy, takie które koniecznie trzeba zrobić. Dla mnie wniosek prosty. Chcesz mieć dobrze → operuj. Operacja prywatnie kosztowała mnie około 4 tys. - stabilizacja
płytką tytanową - odbyła się 16.03. Na drugi dzień wyszedłem do domu a po kilku dniach mogłem wrócić do pracy przy komputerze. Praktycznie zaraz po operacji poprawa komfortu życia. Pozbyłem się tej durnej ósemki, przez co nie drętwiały mi już ręce. Obojczyk bolał mnie niej, bo kości były ustabilizowane i nie chrupały. Dostałem leki przeciwbólowe, ale brałem chyba 1 czy 2 dni. Rana zagoiła się w 2 tygodnie. Zdjęcie szwów. Wszystko goiło się dość szybko. Po miesiącu (15.04) zostałem skierowany na rehabilitację, która trwała do połowy czerwca. Na początku lipca zrobiono RTG i stwierdzono zrost. Od początku lipca biegam i lekko ćwiczę siłowo. Z rowerem na razie daję sobie spokój – poczekam do uzyskania pełnej wytrzymałości kości. Pod koniec roku chcę wyjąc płytkę i zapomnieć o sprawie. Obojczyk mam ładnie osiowo zrośnięty – przez co mam nadzieję że będzie równie wytrzymały co wcześniej. Sylwetka prosta, symetryczna. A blizna, e tam, prawie nie widać – jakie to ma zresztą naczenie. Gdybym był młodą dziewczyną, to bym się może przejmował i wcierał jakieś maści żeby się jej maksymalnie pozbyć. Do tego w pracy straciłem jakieś max 1,5-2 tygodni. A że urlop muszę sobie płacić sam, to ma to znaczenie. Jak pomyślę że miałbym chodzić w tej durnej ósemce ze zdrętwiałymi rękami, stracić w pracy nie wiadomo ile tygodni (miesięcy?) na zrastanie się i później jeszcze mieć jakieś krzywo zrośnięte kości, które przy kolejnym upadku pewnie znowu się połamią to szlak mnie trafia. Moja opinia – operować. Jak nie publicznie to prywatnie.