
Miał ktoś taki przypadek?
Znając życie, jak pójdę do chirurga, to od razu będzie chciał jedynie ścinać i usuwać ten paznokieć. Problem w tym, że kiedyś, jak byłem młodszy, miałem już usuwany ten sam paznokieć (z powodu wrastania) i odrósł trochę zniekształcony, a zanim zaczął przypominać ten u drugiej stopy to minęło parę długich lat. Nie chciałbym też dorobić się tak jak kuzyn, któremu z powodu uszkodzenia macierzy odrosło tylko jakieś gówienko jak 1/3 normalnego paznokcia. Poza tym, po takim wycięciu, odrośnięcie paznokcia zajmuje kilka miesięcy, a na dodatek jest miękki i słaby, co też nie napełnia mnie optymizmem...
Dać sobie go usunąć, czy poczekać, może to jakoś samo przejdzie - zacznie wyrastać nowy a ten obecny sam z czasem odpadnie? Tylko, żebym zostawiając to w takim stanie jak jest, nie dorobił się jakichś komplikacji

Najbardziej mnie w****ia (i smuci), że przez taką beznadziejną kontuzję będę się musiał pożegnać z matą na pewien czas...



Macie jakieś rady? Ktoś może przechodził przez coś podobnego?
