
Nie zawsze dobrym pomysłem jest stosowanie wskaźnika BMI. Nie tylko nie nadaje się dla sportowców, ale wskazuje, że kulturyści, trójboiści czy strongmani są otyli. Wskaźnik ten nie uwzględnia składu ciała, ale tylko wagę.
Waga to niejedyny wyznacznik
Zacznijmy od tego, iż waga ciała jest mylna i bardzo często wprowadza w błąd. Dlaczego? Bo człowiek w większości składa się z wody, a wskaźnikiem nawodnienia można łatwo manipulować. U cięższych zawodników spotyka się wahania kilku kilogramów w ciągu dnia. Jest to spowodowane, zmianą nawodnienia (stosowaniem diuretyków, sauną, ciężkim treningiem, ograniczaniem podaży płynów), zmianą podaży sodu, manipulowaniem ilością glikogenu, rotacyjną zmianą ilości pokarmu itd.
Dlatego przestań patrzeć na syntetyczny wynik podawany w kilogramach, gdyż on niewiele znaczy. Te dane zaczynają mieć znaczenie, dopiero gdy powiążesz je z ilością tłuszczu, mięśni, wagą kości, stopniem nawodnienia, wiekiem, wzrostem.
Sens ma zmierzenie fałd tłuszczu, zmierzenie obwodów i masy ciała. Pomiar obwodów poszczególnych partii mięśniowych musi być dokonywany w tych samych warunkach (np. na „pompie” lub na „zimno”), w tych samych miejscach (pas, biodra, uda, łydki, ramiona, klatka piersiowa itd.), w ten sam sposób.
Urządzenia pomiarowe
Odradzam korzystanie z maszyn bazujących na technologii BIA. Potrafią one u dobrze wytrenowanych i odtłuszczonych osób zawyżać ilość tkanki tłuszczowej o 6-8% BF, z kolei u otyłych kobiet pokazują odwrotnie – nawet o kilka kilogramów zawyżają ilość mięśni, a wykazują nawet kilka kilogramów mniejszą ilość tkanki tłuszczowej. Niestety tego typu wagi są rozpowszechnione w klubach i często pomiar jest nieodłącznym elementem oceny sylwetki, konsultacji z dietetykiem, trenerem czy innego rodzaju doradcą.
Problem polega na tym, iż kierujesz się fałszywymi przesłankami i od początku jesteś wprowadzany w błąd. Dużo lepsza jest metoda DXA, jednak jest droga i rzadko spotykana. Dobre wyniki daje też ważenie podwodne. Skuteczne jest też mierzenie fałd tłuszczu w określonych miejscach i przy tym jest to prawdopodobnie najtańsza metoda, obarczona niskim błędem pomiarowym.
Samoocena
Bardzo często spotykam osoby, które mają urojeniowe wizje dotyczące ciała. One patrzą w lustro i widzą coś innego niż wszyscy. Kobietom wydaje się, iż mają za masywne uda lub za „bardzo dopakowane” ramiona. W rzeczywistości to się prawie nigdy nie zdarza, poza które zawodniczkami zajmują się kulturystyką wyczynowo czy profesjonalnie, mają do tego sportu określone predyspozycje genetyczne i sięgają po środki farmakologiczne.
Prawie wszystkie kobiety narzekają na cerę, wygląd brzucha, pośladków lub piersi. W mniejszym lub większym stopniu możesz wpłynąć treningiem na brzuch oraz pośladki, jednak są pewne kwestie, których nie jesteś w stanie zmienić. Pozostaje interwencja chirurga, z którą wiąże się ryzyko i rozmaite problemy, na tyle poważne, iż ciężko rekomendować podobne rozwiązanie.
Poza tym, jeśli myślisz, że w pół roku zmienisz całkowicie wygląd, zwiększysz umięśnienie i jednocześnie pozbędziesz się tkanki tłuszczowej, to odsyłam do kategorii: „cudotwórcy”. Zwykle praca nad sylwetką zajmuje całe lata, jest to bardzo żmudny i powolny proces.
Regularny trening wcale nie gwarantuje odniesienia sukcesu. Większość efektów zawdzięczasz zmianom w diecie, ustaleniu prawidłowej energetyczności, podaży białka, tłuszczów, węglowodanów (warzyw, kaszy, ryżu, makaronów, pieczywa, owoców). Czasem zdarzają się osoby, które pokazują zdjęcia pochodzące z gazet, z Facebooka lub filmy, i mówią, że „chcą właśnie tak wyglądać”.
Problem w tym, iż za wzór podają osoby, które zawodowo zajmują się kulturystyką. Chcieć można wszystko, ale nie jesteś w stanie przeskoczyć naturalnych ograniczeń swojej genetyki. Albo masz określoną inteligencję, albo nie; albo masz określone proporcje włókien szybko- i wolnokurczliwych, albo nie; albo masz określone stężenia hormonów, albo nie.
To samo dotyczy predyspozycji do pisania, mówienia, szybkości, wytrzymałości, budowy mocy i siły mięśni. Oczywiście sama genetyka nie gwarantuje sukcesu, bo większość ludzi jest leniwa. Często zdarzają się osoby, które mają bardzo dobre predyspozycje do określonej dyscypliny, ale… nic z tym nie robią. Tymczasem gorzej uzdolnieni mogą wiele rzeczy nadrobić wytrwałością i ciężką pracą.
Tak było w przypadku Doriana Yatesa. „Cień” twierdzi, iż było wielu zawodników lepszych od niego, ale lżej trenowali, mniej wypoczywali, stosowali mniej restrykcyjny tryb życia, więcej imprezowali - dlatego przegrywali z Dorianem na scenie.
Idealna waga a wymiary? Fakt czy mit?
Wymiary Steve'a Reevesa - jednego ze słynniejszych zawodników okresu złotej ery kulturystyki:
- ramiona: 18,5 cala; ~47 cm
- łydki: 18,5 cala; ~47 cm
- szyja: 18,5 cala; ~47 cm
- uda: 27 cali; ~68,6 cm
- klatka piersiowa: 54 cale; ~137 cm
- pas: 30 cali; ~76,2 cm
Wzrost (cm) |
Idealna waga (kg) |
Wzrost (cm) |
Idealna waga (kg) |
165.1 |
72,6 |
182.88 |
90,7 |
167.74 |
74,8 |
185.45 |
95,3 |
170.18 |
77,1 |
187.96 |
99,8 |
172.72 |
79,4 |
190.50 |
104,3 |
175.26 |
81,6 |
193.04 |
108,9 |
177.8 |
83,9 |
195.58 |
113,4 |
180.34 |
86,2 |
|
Tabela Steva Reeves odnośnie wzrostu i wagi dla kulturysty naturalnego.
Z oczywistych względów do takich danych trzeba podchodzić z dużym dystansem. Każda osoba ma inne proporcje włókien, a poszczególne ich rodzaje inaczej reagują na hipertrofię: typ I praktycznie wcale, typ II w zależności od klasy. W znaczny sposób obwody może zwiększać nagromadzona podskórna tkanka tłuszczowa, ale czy takie „centymetry” oraz „masa” są korzystne? Jest to zwykle zaprzeczenie kulturystyki. Poza tym wskaźnik „idealnej wagi” kompletnie pomija fakt, iż różne osoby mają kości o innej wadze i gęstości.
Może się zdarzyć, iż trenujący w sposób ciężkoatletyczny zawodnik wcale nie ma dużych obwodów mięśniowych, dopiero gdy wrzuci na ramę kostną kolejne 10, 15 czy 20 kg, to się zmienia. Dlatego kulturyści mają znaczne obwody mięśni, ale często mniejszą siłę względem masy ciała.
Przykład praktyczny – w szczycie swojej formy jeden z najsilniejszych kulturystów Ronnie Coleman podnosił 2 x 363 kg w martwym ciągu, a ten sam ciężar Derek Poundstone (strongman) podniósł 9 x (i był z tego niezadowolony, bo liczył na więcej powtórzeń). Oczywiście, Poundstone ważył ok. 155 kg, a Coleman poza sezonem 142 kg. Mam jeszcze bardziej jaskrawy przykład – Ronnie Coleman z trudem podniósł 2 x 363 kg w martwym ciągu, tymczasem Andrey Belyaev przy wadze ciała poniżej 90 kg zaliczył 395 kg (bez specjalnego sprzętu).
Niedawno Krzysztof Wierzbicki dokonał jeszcze bardziej spektakularnego wyczynu, ponieważ podniósł 456 kg w martwym ciągu przy wadze ciała 93 kg. Ronnie Coleman z trudem wykonywał przysiady z ciężarem 363 kg w pełnym sprzęcie trójbojowym (kostium Iinzer, bandaże Iinzer), tymczasem Andrey Belyaev zaliczył z podobnym wyposażeniem aż 425 kg (przypominam: przy wadze ciała mniejszej o 50 kg).
Poza tym „siłacze” mogą mieć zupełnie inne mięśnie, tj. gęste, „zbite” i silne, a kulturyści bardziej uwodnione, rozlane i szerokie. Wystarczy porównać sylwetki osób, które trenują, np. stosując metody kulturystyczne i np. podnoszenia ciężarów, trójbojowe czy strongman. To jest zupełnie inny mięsień. Dlatego idealny wymiar może mieć się nijak do ciężarowca, strongmana czy trójboisty.
To nie zmienia faktu, iż byli ciężarowcy, którzy dobrze odnaleźli się w kulturystyce (np. Dmitry Klokov), tak samo było z trójboistą Svendem Karlsenem (później po kontuzji musiał się wycofać z kulturystyki, a zaczął odnosić sukcesy w strongman). Ronnie Coleman i Arnold Schwarzenegger też rozpoczynali swoją karierę w konkurencjach siłowych, a nie sylwetkowych. Obaj dysponowali ogromną siłą.
Podsumowanie
Nie da się obliczyć idealnej wagi oraz wymiarów, bo każdy człowiek ma inne proporcje tłuszczu, mięśni, kości o innej wadze oraz inaczej reaguje na dany rodzaj bodźca (trening). Można próbować „gonić” idealne wymiary np. mistrzów kulturystyki, ale w dużym stopniu są one uwarunkowane fenomenalnymi predyspozycjami genetycznymi oraz sięganiem po farmakologię. Zwykle są nieosiągalne dla większości populacji.

"Poza tym jeśli myślisz, że w pół roku zmienisz całkowicie wygląd, zwiększysz umięśnienie i jednocześnie pozbędziesz się tkanki tłuszczowej, to odsyłam do kategorii: „cudotwórcy”. Zwykle praca nad sylwetką zajmuje całe lata, jest to bardzo żmudny i powolny proces."
Gdy miałem 16 lat to było tak jak w pierwszym zdaniu tzn. wszystko się zmieniało!
Teraz mając 71 lat potwierdzam słuszność drugiego zdania.
Bardzo mądry artykuł i stosuje się nie tylko do budowania sylwetki.
Mamy czasy, gdy wszystko wokół jest zaawansowane, wyspecjalizowane - i żeby cokolwiek osiągnąć, sam talent absolutnie nie wystarczy... Utalentowanych ludzi jest dużo, ale tylko ci , którzy są najbardziej pracowici i zdyscyplinowani, docierają na szczyty.
Zawsze to zresztą powtarzam swojej córce - nigdy nie dołuj się z powodu tego, że są bardziej utalentowani ludzie od ciebie. Tacy się często znajdą... Nawet jeśli będziesz pod jakimś względem przeciętnie utalentowana, ale będziesz coś kochać i nad tym pracować - to zajdziesz daleko; dalej od ludzi utalentowanych ale leniwych. Nie miej kompleksów i nie rezygnuj z tego, co kochasz, tylko dlatego, że ktoś jest lepszy.
Zresztą jeszcze coś dodam, bo już mam porównanie: cały polski system edukacji i podejście olbrzymiej większości nauczycieli jest kompletnie do d... !!! Zawsze widzą "szklankę do połowy pustą", porównują (często publicznie!) z innymi. Zamiast szukać indywidualnych talentów, szukają do czego by się tu jeszcze przy... czepić i karają za drobiazgi.
Nawet nauczyciele nauczania początkowego, rzekomo z przygotowaniem pedagogicznym. Przychodzi dzieciak ze szkoły zapłakany, bo pani powiedziała, że brzydko narysowane - bo zabrakło TŁA! Kobieto czy ty jesteś ślepa i nie widzisz ślicznie narysowanych postaci na pierwszym planie? Czy nie dało się powiedzieć: "pięknie, tylko pokoloruj jeszcze tło"?
Specjalnie o tym piszę, bo polskie dzieci nie są od najmłodszych lat wychowywane, tylko terroryzowane i uśredniane!
To się później odbija na całym dorosłym życiu: na niechęci do nauki, na strachu przed podejmowaniem wyzwań, na strachu przed nowościami... Polacy np. mają wielkie problemy z nauką angielskiego, bo się BOJĄ! Boją się oceny, krytyki , ośmieszenia się (gdzie to właśnie drugi Polak wytyka błędy, a nie Anglik!). To jest zjawisko masowe.
Wczoraj tłumaczka opowiadała mi kuriozalną sytuację, gdzie nastolatka urodzonego i wychowanego w uk, "przeprowadzono" do Polski. Na półrocze dostał JEDYNKĘ z angielskiego, który był jego rodowitym językiem! Bo - śmiał poprawiać "panią", a ona z zasady jest nieomylna.
Każdy wam to powie, kto ma porównanie. Polski system niszczy ludzi i intelektualnie i psychicznie. Wielu potem ma kompleksy, chociaż de facto są lepsi od tych pewniejszych siebie, z zagranicy.
Nie dajcie tak traktować swoich dzieci, ani siebie! Czas na zmiany, bo zacofanie w edukacji to nie tylko program nauczania, ale przede wszystkim - podejście do dzieci. Polacy mają bardzo mądrych i zdolnych ludzi i powinni ich promować i słuchać , a nie dawać się zastraszyć obcym.
M-ka zgadzam się z Tobą w 200%
Nauczycielka pytała wiersza 11 uczniów nie umiało, córka jako 12 umiała a pani nauczycielka powiedziała "umiesz ale i tak masz jedynkę bo mnie zdenerwowaliści"
Na przerwie powiedziała że dopisze jej 5, a ja się pytam dlaczego nie 6?
Bo i co z zaniżoną średnią przez brak zrównoważenia nauczycielki ?
Co do angielskiego to nigdy nie miałem go w szkole, jestem noga i tyle. Ale na wakacjach rozmawiam, ba nawet z rodowitymi angolami, oczywiście na zasadzie Kali jest głodny.... ale ovok stoi córka w wieku 15 lat która ma 5 z angola i boi się odezwać, dlaczego ?
Bo te zj**y uczące w szkołach patrzą tylko na gramatykę i te ich czasy, i ona z tego ma 5, nie uczą ich mowy tylko czasów, ona boi się że powie coś niegramatycznie, a ja nie mam oporów, bo mi nie zniszczyli psychy te zj**y uczące w szkole.
Polski system nauczania jest chory !!!
OTTO, dokładnie! Uczą gramatyki, a nie komunikacji i na dodatek wpajają jakieś swoje własne schizy na temat i gramatyki i wymowy - to nie jest tylko moja opinia, ale wielu Polaków mieszkających za granicą. Mój znajomy np. wyjechał do USA 30 LAT TEMU i to po studiach anglistycznych, gdzie uczył się u poważanych profesorów, a gdy przyjeżdża do Polski albo jego dzieci urodzone w US - Polacy ich POPRAWIAJĄ, bo "pani wie lepiej i tak mówiła" :O .
Kurze móżdżki, po prostu...
Język to tylko przykład; w wielu dziedzinach życia doszukałbyś się podobnej postawy - zacofanie do spółki z mega-zarozumialstwem...
Polska potrzebuje rozwojowych ludzi, którzy kochają wiedzę i nie wstydzą się przyznać do błędu, niewiedzy, dla których nauka to jest coś większego, niż własne kompleksy.
Tylko mądrzy ludzie potrafią korygować swoje poglądy, a cała reszta zdobywa jakiś papier i się nim podpiera do us..ej śmierci.
Ja wiem, że w pojedynkę nie zmieni się takiego molocha, ale sama świadomość tego, co tam jest złe, pomaga np. przekazać dziecku odpowiednią postawę. Nie zliczę, ile razy mówiłam córce o polskich nauczycielkach, że "pani jest głupia" albo "zła". Nie wolno im zostawiać dzieci bez wsparcia, bo zostaną "pożarte"...
Już nie biją dzieci, ale wyrządzają im ogromne szkody psychiczne.
W polskich szkołach za granicą jest często to samo. Córka znajomej, urodzona w uk i po 2 latach angielskiej edukacji (gdzie lubi szkołę i jest bystrym, aktywnym dzieckiem), została zapisana do takiej polskiej szkoły - i po kilku tygodniach znajoma zrezygnowała, bo wymagania były kosmiczne, dziecko się zniechęciło i z grobową miną powtarzało, że "pani zła".
Moja reagowała podobnie. Z nienawiści do szkoły w Polsce, przeszła do bycia ambitnym i ciekawym świata dzieckiem. Cud, czy po prostu zasługa mądrych i życzliwych nauczycieli?
Nauczyciel nigdy nie powinien epatować złą energią, tylko "przyprawiać skrzydła" uczniom, jeśli jest inaczej , trzeba reagować, bo to jest mobbing psychiczno-intelektualny, tak bardzo powszechny w Polsce, że aż uważany za normalność.
To, że osoba ma 5 z angielskiego, nie oznacza, iż coś potrafi, bo to tylko szkoła i tylko ocena, z innymi przedmiotami jest podobnie. Co do reszty zgoda, ale jako świadomi rodzice możecie poszukać lepszej szkoły dla dziecka, nawet jakiejś prywatnej, nic nie stoi na przeszkodzie.
NowyPudzian - nie każdego stać na prywatne szkoły (a właściwie mało kogo w Polsce). A skoro ludzie płacą na to podatki, to powinni chyba wymagać, żeby te pieniądze były jak najlepiej wykorzystane...
Zgadzam się, że to tylko szkoła i tylko ocena - dorośli to wiedzą i dużo ludzi bez szkół czy studiów świetnie sobie radzi w różnych dziedzinach życia...
Ale spróbuj to wytłumaczyć dziecku w takim wieku, że nauczyciel jest dla niego autorytetem, a ocena rówieśników jest czymś ogromnie ważnym... Ja mogę np. jako matka chwalić talent córki pod niebiosa i powtarzać to miliony razy, ale wystarczy że w szkole ktoś raz ją skrytykuje i jest dramat!
Dzieci, przynajmniej w większości, są mniej odporne na wpływy otoczenia i trzeba je dopiero nauczyć pewnej asertywności, radzenia sobie z innymi ludźmi i ich negatywnymi bądź krytycznymi opiniami. Dlatego ludzie pozbawieni wrażliwości i empatii nigdy nie powinni zostawać nauczycielami, a szczególnie młodszych dzieci... Przez takich osobników mnoży się przemoc i problemy psychiczne wśród dzieci. Jednym zdaniem zadają ciosy w psychikę, a z kolei nie dostrzegają ważnych sygnałów, że dzieje się coś złego. I to nie zależy w najmniejszym stopniu od płci, są zarówno tępe uczuciowo kobiety, jak i wrażliwi, mądrze wspierający mężczyźni...
Niestety człowiek w młodym wieku to jest istota rozwijająca się społecznie i to jest podstawa, a nie tabliczka mnożenia czy ortografia.
Teraz psychologowie podnoszą temat wpływu lockdownów itp. na zdrowie i rozwój psychiczny młodzieży - za parę lat będą zmasowane skutki...
W Polsce przewiduje się katastrofę...
Szkoda, że puściłaś kiedyś kraj dobrej zmiany pozostawiając nas z problemami tych i nadchodzących jeszcze zmian.
Wydaje mi się, że odbiegamy od tematyki tego artykułu.
A to wcale nie dowodzi, że nie zamieniłam go na coś jeszcze gorszego... Bo ludzkie odruchy na "dole", mogą nie mieć wielkiego wpływu na systemowe zmiany od "góry". Tutaj też bardzo źle się dzieje pod wieloma względami...
Ja po prostu zrobiłam na zasadzie "umiesz liczyć, licz na siebie", bo w Polsce nie widziałam nadziei na normalną przyszłość dla swojej córki.
Pozdrawiam i kończę.
"Dzieci sa usredniane" - to akurat bardzo prosta taktyka, wzieta zywcem z wojska. Tam tylko pozornie chca wykorzystac talenty pojedynczych osob (i to tylko tych wybitnych) - reszta ma stac rowno, leb maja miec ogolony rowno, maszerowac maja rowno, zaden ma sie nie wychylac - inaczej nic komu po takiej armii.
To samo stosuje sie w szkole - masowa produkcja odlewanych z gownianej formy pracownikow korporacyjnych. Masz robic swoj fragmencik wielkiej maszynerii i nie ogladac sie na boki. Dostajesz mloteczek i masz wbijac. Inny dostaje srubokrecik i ma wkrecac. I masz miec tyle roboty, zeby nie miec czasu zastanawiac sie po co ani dlaczego dziala maszyneria. I ponad wszystko - masz cale zycie przezyc w przeswiadczeniu, ze za kilka lat, jeszcze lepiej operujac mloteczkiem - jeszcze szybciej i mocniej nim uderzajac - jeszcze sumienniej krecac swoim srubokrecikiem - ktos dostrzeze twoj plomienny zapal i dostaniesz upragniona podwyzke o 600zl netto i awans z mloteczka na siekierke, a ze srubokrecika na kluczyk francuski.
I tak wlasnie pokolenie po pokoleniu produkowana jest mlodociana masa pracownicza.
Tak, bardzo dobrze napisane - i najpewniej to będzie coraz bardziej dopracowywane w kierunku uzyskania idealnych, niemyślących, łatwych do wymiany - niewolników.
Temu służą te wszystkie procedury...
Człowiek to najtańsza możliwa część zamienna.
Z kolei niepokorni niewolnicy, jak np. dr Bodnar - są bardzo niewygodni dla systemu, bo psują im plany ogłupienia i zastraszenia całej reszty...
Najbardziej zaawansowana teoria dotycząca ujednolicania ludzi, o jakiej czytałam - podkreślam teoria - żeby ktoś mi nie zarzucił braku podparcia w badaniach naukowych - mówi iż właśnie po to szczepionki zawierają fragmenty ludzkich płodów i ludzkiego DNA od różnych dawców (i różnej płci)... Niektórzy twierdzą, że taki materiał genetyczny może się zasymilować z DNA danej osoby i wpłynąć na jej wygląd/zdrowie/zachowanie w późniejszym życiu.
W internecie są dwie sprzeczne wersje na ten temat: jedna że to jest możliwe i zostało wykazane przez badaczy; druga że to jest absolutnie niemożliwe...
Niektórzy twierdzą, że żeńskie DNA może zmieniać geny męskie w kierunku takiego homo-niewiadomo i na odwrót i że to jest jedna z przyczyn, dla których jest coraz więcej ludzi o dziwnych orientacjach i dziwnym wyglądzie oraz zachowaniu.
Oczywiście to brzmi jak SF, ale zastanawiające jest, że tak im się spieszy do przyzwyczajenia ludzi do gmerania przy pomocy szczepionek przy swoim DNA.
Rozumiem, gdyby mogli się wykazać długoletnimi i najlepiej wielopokoleniowymi testami w tym kierunku, pokazującymi, że jest to bezpieczne i dla jednostki i dla przyszłych pokoleń. A tu wręcz przeciwnie - po (rzekomo) kilku miesiącach testów, wciskają to milionom pod presją strachu...
Równie dobrze może się to okazać przecież nieskuteczne, jak i zabójczo szkodliwe...
Może to tylko próba pokazania, że "nic się nie stało", a zatem zgódźcie się bez protestu na kolejne nasze wynalazki...
Naprawdę to jest dziwne i nie ma nic wspólnego z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Tym bardziej, że covid zagraża poważnie tylko mniejszości ludzi. Po co więc robić eksperymenty na milionach??