
Zanim napiszę coś więcej, musisz wiedzieć, że deklaracje aktorów a rzeczywistość to dwie różne sprawy. Często osoby przygotowujące się do występu w filmie korzystają z pomocy licznych trenerów, a tajemnicą poliszynela jest, iż niejednokrotnie aktorzy obficie wspomagają się farmakologicznie (Sylwestra Stallone złapano z hormonem wzrostu na lotnisku, Arnold Schwarzenegger otwarcie mówił o sięganiu po sterydy anaboliczno-androgenne).
Cyfrowa edycja a rzeczywistość
Poza tym w dobie obecnej techniki cyfrowej z każdego człowieka na ekranie można zrobić mini-Schwarzeneggera. Nie wspominam nawet o cyfrowym poprawianiu rzeczywistości, które z 80 kg zawodnika może zrobić 120 kg potwora godnego sceny Mr. Olympia. Cyfrowa edycja jest plagą mediów społecznościowych, dlatego nie należy sugerować się zdjęciami publikowanymi w sieci. Nieco większe zaufanie budzą filmy, ale również mogą być one zmanipulowane (łatwo dostępne są stosowne narzędzia).
https://www.youtube.com/watch?v=ouZFwzABvw4
Film: ćwiczenia w treningu „300 Spartan”.
Jeśli chodzi o trening „300 Spartan”, to występuje on w różnych wersjach, np.:
- 25 podciągnięć na drążku
- 50 powtórzeń martwego ciągu
- 50 pompek (ugięć ramion w podporze)
- 50 skoków na skrzynię
- 50 x scyzoryków ze sztangą trzymaną rękach
- 50 x zarzutów + wyciśnięć (ang. clean and jerk) - kettle/sztangielki
- 25 podciągnięć na drążku
Całość daje nam 300 powtórzeń rozmaitych ćwiczeń. Plan ma być powtarzany np. 3 razy w tygodniu.
Wady treningu „300 Spartan”
1. Redukcja tkanki tłuszczowej jest w małej mierze zależna od wykonywanego treningu siłowego (nawet w wersji interwałowej), a zależy głównie od stosowanej diety. Co z tego, że stosujesz intensywny trening wytrzymałościowo-siłowy, skoro dieta kuleje, a nadwyżka kaloryczna zabija wszelkie efekty aktywności fizycznej?
2. Większe efekty hipertroficzne i siłowe od treningu „300” przyniesie dobrze ułożony schemat góra/dół lub push-pull, w którym można zastosować jakiś rozsądny model progresji.
3. W treningu „300” brakuje jakichkolwiek ćwiczeń bicepsa i tricepsa, a praca mięśnia dwugłowego ramienia w trakcie podciągania jest znikoma, tak samo, jak niewystarczające jest angażowanie tricepsa w trakcie pompek (ugięć ramion w podporze przodem).
4. Brakuje tu jakichkolwiek podstawowych ćwiczeń nóg (przedniej i tylnej części uda oraz łydek). Skoki i martwy ciąg nie wystarczą, nie ma wykroków, przysiadów (klasycznych lub bułgarskich), wspięć na palce, wyciskania nogami na suwnicy, uginania i prostowania nóg itd.
5. Podrzut sztangielki jest wykonywany po ćwiczeniach mięśni brzucha (scyzoryki, czyli jednoczesna praca nóg i kończyn górnych) - to poważny błąd strukturalny treningu. Nie należy męczyć mięśni stabilizujących przed ćwiczeniami dynamicznymi. Przypomina to trening mięśni brzucha przed przysiadami lub tricepsa przed wyciskaniem sztangielkami leżąc.
6. Brakuje tu podstawowego ćwiczenia grzbietu, czyli wiosłowania sztangą lub sztangielką. Martwy ciąg ani podciąganie nie są w stanie zastąpić wiosłowania.
7. Brakuje podstawowych ćwiczeń mięśni naramiennych i klatki piersiowej. Same uginania ramion w podporze przodem nie wystarczą.
8. Brakuje zróżnicowania ciężarów (intensywności), objętości i tempa na poszczególnych sesjach treningowych. Dlatego można szybko wyczerpać potencjał tego rodzaju planu.
Zalety treningu „300”
Program może być ciekawą odskocznią, wprowadza nowy bodziec, jest w stanie szybko podbić tętno. Jeśli będzie poparty zmianami w diecie (restrykcjami kalorycznymi), to przyniesie pewne efekty redukcyjne. Jednak nie wykonywałbym tego rodzaju schematów, gdyż uważam to za stratę cennego czasu. O wiele większe efekty będą płynęły np. z sesji góra/dół (50-70 minut) popartej interwałami z ciężarami (15-20 minut).
Dobrą alternatywą jest też klasyczny trening siłowy (3-4 razy w tygodniu), a w dni wolne od treningu mieszana sesja aerobowo-interwałowa (bieganie, rower spinningowy, skakanka, pływanie, trening obwodowy lub stacyjny).
Podsumowanie
Niewiele wskazuje, by trening „300 Spartan” przynosił efekty lepsze od zwykłego treningu interwałowego (o zmiennej intensywności) czy długotrwałej pracy aerobowej (np. ciągła praca przy tętnie progowym). Jeśli ktoś liczy na efekty metaboliczne, to można się ich spodziewać, niemniej nawet najcięższy trening bez zmiany trybu życia i stosowanej diety przynosi ograniczone korzyści.
W planie „300 Spartan” brakuje kluczowych ćwiczeń, od których zależy równomierny wzrost siły i masy mięśniowej. Nie ma tu również określonego schematu progresji, a narzucony układ ćwiczeń jest nieoptymalny, dla niektórych osób wręcz szkodliwy. Częste powtarzanie tego rodzaju pracy prowadzi do wypalenia zawodnika i spadku osiągów siłowych i masowych.

"Nawet najcięższy trening bez zmiany trybu życia i stosowanej diety przynosi ograniczone korzyści" - i na odwrót; dobra dieta sprawia, że ciało wykorzystuje każdy bodziec i każdą okazję do wzrostu.
Przy złej diecie ciało jest jak uparty osioł, którego ciągniesz siłą, a on i tak nie chce współpracować. Przy dobrej - jak pies, którego rozpiera energia i czeka aż go spuścimy ze smyczy. Wystarczy minimum zdolności genetycznych i minimum włożonego wysiłku, a ono jest gotowe ujawnić swój potencjał.
Oczywiście, im wyższy pułap i wymagania, tym na pewno trudniej - ale tym bardziej z takim osłem nie ma szans dojść daleko. Dieta powinna tu zbliżać się do perfekcji.
Nic nie poradzimy, że nasza fizjologia została przez tysiące lat ukształtowana w taki, a nie inny sposób i wszelkie próby ominięcia czy oszukania jej wymagań poprzez jedzenie nisko jakościowego jedzenia, są z góry skazane na porażkę. Jak nie w ten sposób, to w inny, to się na nas odbije. Może od razu nie umrzemy czy nie przytyjemy, ale spadnie nasza wydolność, urośnie mniej mięśni (niż by mogło) albo ulegną pogorszeniu inne parametry. Nie bez powodu zawodowi sportowcy mają doświadczonych dietetyków, którzy pomagają im dojść do perfekcji dietetycznej, a przez to wykorzystać maksimum.
Moim zdaniem, jeśli ktoś ma duże aspiracje sylwetkowe, a pozwala sobie na poważne "odskoki" dietetyczne, to zachowuje się jak kierowca wyścigowy, który naprawia swoje auto przy pomocy sznurka i wlewa do silnika byle jakie paliwo... Nie dba o swój podstawowy sprzęt, podczas gdy powinien zwracać uwagę na każdy szczegół i kierować się wskazówkami profesjonalistów, a nie jakichś cwaniaków z internetu, którzy chcą szybko zarobić, okłamując ludzi, że dieta nie ma znaczenia, tylko ich fantastyczny nowatorski program... Prawda jest natomiast taka, że jak nie przerobisz zagadnień związanych z dietą, nie naprawisz swoich błędów - jak w grze komputerowej: nigdy nie wejdziesz na wyższy poziom. Bezwzględna fizjologia cię nie puści. Możesz sobie trenować długo i ciężko do samej śmierci, a nie masz szans zobaczyć do czego twoje ciało jest zdolne na dobrej diecie. To jest absolutna podstawa wszystkiego, co wiąże się ze sportem, sylwetką i zdrowiem. Jak będziesz dobrze jeść, to nikt Cię nie nabierze na cudowne programy ćwiczeń, wystarczy dobrze rozpisany plan. Czasy sprzyjają sprytnym sprzedawcom marzeń, bo ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wiele zależy od ich własnej, przeważnie ciężkiej pracy nad sobą, a jak mało od całej reszty. Praca nad dietą jest czasem bardzo żmudna, dlatego lepiej o tym nie wspominać... Ludzie walczą ze swoimi słabościami, poddają się, wracają, wpadają w zaburzenia odżywiania, wychodzą z nich... Walczą z samooceną, kompleksami... Robią błędy, potem naprawiają... Staczają psychiczne batalie, żeby wydrapać się na ten wyższy poziom. Krew, pot i łzy...
Ktokolwiek pomija dietę jako mniej istotną, jest albo
niedouczony albo podle kłamie.
Dla współczesnego człowieka, otoczonego byle jakim jedzeniem i ciągle oszukiwanego przez reklamy, to jest poważny problem. Dodajmy nieświadomych rodziców, którzy sprzedali nam złe nawyki i często już na wstępie zepsuli metabolizm i mamy tyle do pokonania, że często jest to praca na całą resztę życia.
A dzieci w dzisiejszym świecie internetowych kłamstw, nachalnych reklam, powtarzanych w kółko mitów, przesytu byle jakiego jedzenia - mają totalnie przechlapane.
Widzę to po mojej 12.5 roku córce, która już dawno by dietetycznie utonęła, gdyby nie moje codzienne wysiłki, od czasu gdy zaczęła sama wybierać jedzenie. Przetwarzam jej i upraszczam informacje z artykułów (bo dla człowieka w tym wieku jest to przeważnie nudne), korzystam z każdej okazji, żeby przemycić jej do głowy dlaczego warzywa są dobre, a słodycze czy soki złe... Wzorców dookoła w jej otoczeniu ze świecą szukać: inne dzieci i nauczyciele jedzą głównie syf, w szkole nawet dają przy różnych okazjach badziewne przekąski, o odżywianiu mówią stanowczo za mało... Zanim sama zaczęłaby szukać informacji na ten temat, byłaby otyła, miała miażdżycę, cukrzycę, stłuszczoną wątrobę i piorun wie co jeszcze, a gdyby zaczęła się odchudzać metodami z internetu i zasłyszanymi od koleżanek - nastąpiłaby jakaś katastrofa, w rodzaju zaburzeń odżywiania czy wyniszczenia organizmu... Dzisiejszy świat to dla dziecka koszmar, bo prawie w ogóle nie pokazuje mu drogi do dobrego odżywiania i zdrowia. Dodajmy tik-toki i tym podobne mądrości, które dzieci oglądają i mamy tragedię... Nie da się w takim świecie samoczynnie wyrosnąć na zdrowego człowieka.
Młodzi ludzie mają teraz potwornie trudno i zasługują na wszelkie wsparcie, jeśli przychodzą np. na forum, żeby walczyć ze swoimi problemami czy polepszać sylwetkę.
Nie wiem czy mają "potwornie trudno", wielu ma zapewnione żarcia w opór, zabezpieczona przyszłość, do wyboru do koloru szkoły, naukę języków, hobby, możliwość wyjazdu za granicę, tysiące gotowych opracować na każdy temat. W moich czasach to encyklopedie były i jakieś nieliczne książki, było to nic w porównaniu do współczesnego smartfona i Google. Już nie mówię o tym, że zwyczajnie nie było jedzenia, pomarańcze, sardynki, czekolady to się w paczkach widziało jak ktoś miał dojście do wsparcia zza granicy. A niektórzy by chcieli wracać teraz do dawnego systemu, d****i nie brakuje.
Zgadzam się, że pod wieloma innymi względami dzieci mają teraz jak w raju, aż za dobrze i są przez to potem rozpieszczone i roszczeniowe, myślą że jak tata czy mama stawali na rzęsach, to reszta świata też tak będzie i musi...
Zgadzam się też, że w dawnej Polsce wielu udogodnień dla dzieci nie było, a mało tego - była mentalność "dzieci i ryby głosu nie mają", znam wielu ludzi którzy byli źle traktowani w dzieciństwie lub nawet bici i pamiętają to do dziś. Zmuszani do jedzenia własnych wymiocin, zamykani sami w domu na kilka dni w wieku kilku lat - bo rodzice pojechali na drugi koniec Polski na wycieczkę... Wtedy nie było nawet kontaktu telefonicznego, żeby sprawdzić czy te dzieci jeszcze żyją. Za wiele z tych rzeczy dziś by rodzice mieli poważne problemy, a wtedy to była norma. Mój mąż w wieku 7 lat uciekał z domu i prosił milicjantów, jak go złapali, żeby go nie odsyłali z powrotem, bo ojciec go zbije - nikogo to nie obchodziło... Teraz jest całkiem inaczej i dzieci nawet są uczone, gdzie szukać pomocy w takich sytuacjach. Kiedyś córka przez to zrobiła numer, bo wiedząc o zachowaniu dziadka wobec męża, napisała w szkole, że życzy mu śmierci - oczywiście pani dyrektor od razu do mnie zadzwoniła i musiałam się tłumaczyć, że dziś typ trafiłby do więzienia, a wtedy nie spotkała go absolutnie żadna kara i dziecko nie miało nic złego na myśli, po prostu kocha ojca i nie rozumie tej niesprawiedliwości. Na szczęście pani dyrektor sama chyba była w szoku, jak jej napisałam że siedmioletni dzieciak może uciekać z domu.
Tak że ja bym na pewno nie życzyła dzieciom, żeby te czasy wróciły.
Była większa wolność dla dzieci, od małego puszczano je na podwórka i ludzie wypisują teraz głupstwa w internecie, że nikomu nic się nie stało. Stało się, stało - tylko ofiary leżą na cmentarzach i nie mogą tego sprostować. Dzieci ginęły i ulegały wypadkom. Były zaczepiane przez pedofili... Atakowane przez puszczane wolno psy. Spadały z niezabezpieczonych budów, tonęły bo poszły nad wodę bez opieki, ulegały ciężkim poparzeniom bo były niedopilnowane... Ludzie, którzy twierdzą, że było tak fajnie, po prostu mieli szczęście, że dożyli spokojnie dorosłości. Owszem, taka "dżungla" uczyła większego rozsądku i odpowiedzialności, ale wiele dzieci ucierpiało. W UK, jeśli dziecko nie przyjdzie do szkoły, a rodzic się nie skontaktuje, od razu jest telefon i w razie czego uruchomiane są służby, policja itd.
Kiedyś tego nie było. Mąż mi opowiadał, jak chłopcy poszli na wagary i wpadli na pomysł, żeby skakać z mostu do rzeki. Pech chciał, że pod wodą były zaostrzone pale... Jego kolega skoczył i się nabił. Śmierć na miejscu, rodzice dostali telefon, ale już po fakcie.
Inną rzeczą, którą pamiętam, to jak moi koledzy z podstawówki (7-9) lat chodzili wokół strzeżonej pilnie siedziby wojsk, wówczas radzieckich, a żołnierze szczuli ich psami i strzelali z gumowych kulek...
Mogłabym podać wiele dziwnych przykładów, a ludzie których znam - szokujących.
Natomiast pod jednym względem było łatwiej, że nie było wszędzie tyle niezdrowego jedzenia i reklam. Kuchnia polska idealna nie jest, ale jak ktoś gotował względnie wg jej reguł, nie przesadzał ze słodyczami czy tłustym - to był szczupły. Jest tam białko, warzywa, różnorodność produktów, przynajmniej raz w tygodniu ryby, strączki w smacznej postaci, grzyby itd. Są zbilansowane posiłki - białko plus węgle plus warzywa na obiad, często przedtem zupa. W dobrej postaci kuchnia polska jest całkiem przyzwoita.
Dzieci tak jadły w domu. Kobiety gotowały. Do szkoły brało się głównie kanapki, jabłko, pomidora - a nie zestaw kolorowych i niezdrowych przekąsek, które teraz kupują rodzice.
Więcej się chodziło, spędzało więcej czasu na dworze. Dzieci ganiały do wieczora, grały w gry, w piłkę, w gumę, zimą robiły ślizgawki... Wykonywało się więcej prac fizycznych.
Siedziało się mniej przed telewizorem, dla dzieci w tygodniu była 10 minutowa dobranocka i nieliczne programy.
Nie było fast-foodów na każdym kroku. Nie było prawie słodzonego nabiału, napojów gazowanych, tryliarda batoników.
Przede wszystkim, nie było nachalnej reklamy i tylu pokus. Pod względem czysto psychicznym było o wiele, wiele łatwiej.
Pod tym względem trudno jest w ogóle porównać tamte czasy z dzisiejszymi. Teraz ludzie są poddani tak namolnej i ogromnej propagandzie niezdrowego jedzenia, że to się w głowie nie mieści. Sztaby marketingowców urabiają klientów na różne sposoby - reklamami celowanymi w danego odbiorcę, ułożeniem towaru na półkach, mini opakowaniami dla dzieci i miliardem innych chwytów... Kiedyś tego nie było. Dlatego było o wiele łatwiej. Nie było nieustannego prania mózgu pt. jedz, kupuj, wyglądaj...
Teraz jesteśmy od najmłodszych lat ofiarami i się na nas poluje, żeby ogłupić nasz mózg i skłonić nas do zostawienia w sklepach więcej pieniędzy.
Musimy się aktywnie bronić, żeby przetrwać, stosować strategie przetrwania na zakupach, żeby nie ulec...
Chodzić z listą, unikać pewnych miejsc itd. Nauczyć się odmawiać dzieciom, bo wiedząc że one są szczególnie podatne - sprzedawcy syfu z premedytacją w nie celują, np. ustawiając na dole słodkie jogurciki z cukiereczkami na margarynie... Żeby dziecko wzięło a rodzic już mu nie zabrał.
Jest to nieustanna walka, a jeśli ktoś jest nieświadomy lub zbyt słaby - ulega.
Odnośnie mojej córki chwilami to wygląda: ja kontra cały świat. Muszę ją przekonać, że wszystko dookoła jest niewłaściwe, koleżanki i ich rodzice się mylą, na opakowaniu piszą nieprawdę, inne dzieci są zagrożone chorobami, a ona powinna robić inaczej.
Wyspecjalizowałam się przez to lepiej, niż Goebbels i w odpowiedzi na tą całą propagandę uprawiam ciągle antypropagandę. Nie da się inaczej, bo by ją to wszystko pochłonęło.
No i na tym tle widać beznadziejną sytuację innych dzieci, którym rodzice nic nie tłumaczą, a jeszcze karmią je byle czym...
Mają cukrzycę, astmę, egzemy, są otyłe, nie lubią się ruszać, a nawet wychodzić z domu... Wszystko to jest zasługa współczesnego świata, który agresywnie promuje niezdrowe wybory i zachowania. Pod tym względem dzieci mają strasznie ciężko. Zanim dojdą do wieku nastoletniego i zaczną myśleć i działać samodzielnie, mogą się już nabawić wielu przewlekłych chorób i problemów, których nie da się później "odkręcić", np. hormonalnych.
I tyle w temacie treningu, o którym był ten artykuł:)
Może M-ka załóż sobie blog czy forum osobne i tam dziel się swoimi mądrościami nt. szczepionek, dzieci itp. Ta strona jest jednak o czymś innym;)
Jest różnica między wpisem a rozprawką:)
@M-ka Co ma "czy dzieci mają teraz lepiej czy gorzej, także pod względem diety" do tematu "Trening 300 Spartan - wady i zalety"?
No właśnie to jest istotą rzecz:) Twoje wpisy mogą być najciekawsze na świecie, ale na tym forum są one ciekawe głównie dla Ciebie. Dlatego propozycja założenia własnego forum tematycznego jest jak najbardziej na miejscu. A i wielu ludziom zaoszczędzi to czasu, bo ominąć wzrokiem takie rozważania, zajmują go całkiem sporo. Szanujmy swój czas i trzymajmy się tematu.